Znacie to uczucie kiedy coś jest tak pogmatwane, tak odjechane i tak przerażająco wręcz dziwne, że aż piękne? Tak jest własnie z serialem Legion, czyli kolejnym owocem romansu Marvela z FOXem. Nie jest to jednak typowa komiksowa adaptacja wykorzystująca doszczętnie już przemielony schemat fillmu czy serialu superbohaterskiego. To coś kompletnie innego i wyznaczającego całkowicie nową jakości nie tylko dla konwencji superhero, ale i dla całej telewizji w ogóle. Zastanawialiście się co by było gdyby nagle Wes Anderson, David Lynch i Stanley Kubrick postanowili stworzyć razem serial superbohaterski? Teraz już nie musicie. Teraz macie Legion….
Głównym bohaterem serialu telewizji FOX jest David Haller. Pewnie go nie znacie, ale w świecie komiksu jest to jeden z najpotężniejszych mutantów w całym uniwersum X-Men. David – o czym nie ma zielonego pojęcia – jest synem samego Profesora Xaviera. Jako zdiagnozowany schizofrenik większość życia spędził w oddziale zamkniętym, uczęszczając na terapie grupowe i przyjmując leki mające zagłuszać głosy, które wciąż słyszy w swojej głowie. Jak się jednak okazuje, jego choroba ma zupełnie inne podłoże niż przypuszcza. Głosy które słyszy są prawdziwe i należą do różnych osobowości, które uwiły sobie gniazdko w jego głowie i z których każda dysponuje inną mocą. Telekineza, telepatia, teleportacja – to tylko kilka z umiejętności jakimi dysponuje. Taka mieszanka czyni z niego najbardziej niebezpiecznego i nieprzewidywalnego mutanta na świecie. Nic więc dziwnego, że zaczyna on interesować coraz większą grupę osób, a każda z nich, chce wykorzystać jego nowo poznane moce do własnych celów.
Co jest prawdziwe a co nie? Gdzie jest granica między rzeczywistością a halucynacjami bohatera. Czy fragment odcinku który właśnie oglądaliśmy rozegrał się naprawdę, czy jest tylko w wyobraźni Davida? Tak – oglądając Legion przygotujcie się, że po głowie krążyć Wam będzie dużo takich pytań. To nie jest kolejna komercyjna wydmuszka o zamaskowanym facecie w lateksie czy tajemniczo zmartwychwstałym milionerze. Legion to prawdziwa jazda bez trzymanki, której nie sposób porównać do żadnej innej adaptacji komiksu. Z jednej strony zdecydowanie nie jest to produkcja dla każdego widza, z drugiej jednak, nawet jeśli komuś nie przypadnie do gustu, może być pewien, że czegoś takiego jeszcze nie widział.
Warto również wspomnieć, że pomysłodawcą i głównym twórcą serialu jest Noah Hawley. Miłośnik komiksów o X-Menach i autor telewizyjnej wersji Fargo. Wychodzi na to, że gdy jakiś serial desygnowany jest jego nazwiskiem, to należy, a wręcz trzeba spodziewać się prawdziwej rewelacji.
Legion to jest rewelacja. Każdy z ośmiu odcinków serialu jest inny i każdy tak samo fantastycznie porąbany. Znajdziemy tu teatralność i wyestetyzowanie jak u Wesa Andersena, niepewność, surrealizm i psychodeliczną brzydotę jak u Davida Lyncha, a niektóre nazwy i przede wszystkim scenografia, jawnie nawiązują do twórczości Stanleya Kubricka. Tak jak główny bohater to prawdziwa mieszanka osobowości, tak serial jest istną mieszanką konwencji. Od fragmentów inspirowanych kinem Bollywood oraz „Grand Budapest Hotel, przez „Muhallond Drive” czy „Głowę do wycierania”, po „Mechaniczną pomarańczę”, a wszystko to pięknie opakowane i zrealizowane na najwyższym możliwym poziomie. Bo, jeden z najlepszych fragmentów serialu realizowany jest w konwencji kina niemego! Czego chcieć więcej?!
Fabuła serialu nie opiera się na ciągłej akcji i superbohaterskich pojedynkach rodem z Wojny Bohaterów. Tempo jest raczej powolne, ale za to niezwykle intensywne zarówno emocjonalnie, jak i hmm… umysłowo? Legion to zdecydowanie serial który trzeba oglądać z wielką uwagą. Nie tylko dlatego że gdy na chwilę tylko odwrócimy wzrok, możemy nie wiedzieć czy to co oglądaliśmy wydarzyło się naprawdę czy nie, ale również z uwagi na to, że cała historia wymaga powolnego i mozolnego układania puzzli w naszej głowie, a gdy jednego elementu układanki zabraknie, ostatecznie niewiele z serialu możemy zrozumieć. Myśleliście że Mr Robot to prawdziwy odjazd pod tym względem? Po zapoznaniu się z Legionem z pewnością zweryfikujecie swoją opinie…
W tej całej odrealnionej i przyprawiającej o przyjemny ból głowy stylistyce, musieli odnaleźć się również aktorzy, i trzeba przyznać że gdyby nie oni, serial na pewno nie byłby tak fantastyczny, jak jest. Wielka w tym zasługa w szczególności Dana Stevena i Aubrey Plazy. Pierwszy – jako tytułowy bohater – miał najcięższe zadanie zobrazowania nie tylko totalnego zagubienia, pewnego rodzaju nieporadności oraz niepewności swojego bohatera, ale również oddać zachowanie typowe dla schizofrenii połączonej z nauką samego siebie i swoich mocy. Genialny występ aktora, który z każdą kolejną rolą udowadnia swoją wszechstronność. Kompletnym zaskoczeniem jest natomiast tak dobry występ Aubrey Plazy. Aktorka znana z obciachowych, żenujących komedyjek typu „Poznaj swojego dziadka” czy „Randka na weselu”, ukazuje kompletnie nowe oblicze i swoją postać (o której z uwagi na spoilery nie będę mówił więcej) odgrywa tak fenomenalnie, że gdy tylko pojawia się na ekranie, hipnotyzuje i skupia całą uwagę na sobie.
Co powiedzieć więcej… ten serial to prawdziwe mistrzostwo świata i okolic. Nie tylko ze względu na perfekcyjny montaż, zdjęcia, wspomnianą grę aktorską oraz nawiązania do najlepszych, ba, kultowych wręcz reżyserów, ale przede wszystkim przez swoją niepowtarzalność, nietuzinkowość i szacunek do widza. Czyżby miał to być poważny kandydat na najlepszy serial tego roku? Cóż, zobaczcie sami. Z pewnością nie pożałujecie…
Kraj: USA