Abstrahując całkowicie od indywidualnych upodobań, wydaje mi się, że obiektywnie prawdziwym będzie stwierdzenie, że Agnieszka Holland jest reżyserką, której filmy zawsze wzbudzają wśród widowni jakieś emocje. Czy są one pozytywne przez zachwyt nad filmem, czy towarzyszy im poczucie inspiracji, spełnienia przez treść którą zawierają, czy może wprost przeciwnie – wywołują zawód, rozgoryczenie i złość przez to, że film zwyczajnie nie wyszedł bądź nie do końca zachodzi korelacja między naszym światopoglądem a światopoglądem samej reżyserki… tak czy siak – zawsze prowokuje jakąś emocjonalną reakcję. Wydawać by się mogło, że i takim filmem będzie Obywatel Jones, który nie tylko przybliża widzowi wydarzenie i postać historyczną o których istnieniu mógł wiedzieć mało bądź wcale, ale również w bardzo zgrabny sposób mógł stanowić przyczynek do dyskusji na temat naszych czasów. Film trafił do grona nominowanych na tegorocznych Berlinare, zgarnął z przed nosa „Bożego Ciała” Złotego Lwa na Festiwalu Filmowym w Gdyni i w końcu trafił do polskich kin… Przez wzgląd na to co napisałem oczekiwania można, a wręcz trzeba było mieć zawieszono wysoko. Czy Obywatel Jones im sprostał?
Gareth Jones to młody i ambitny dziennikarz rodem z Walii, który już w wieku 20 lat osiągnął niemały sukces pracując jako doradca brytyjskiego męża stanu Davida Lloyda George’a i przeprowadzając wywiad na wyłączność z świeżo mianowanym Kanclerzem Niemiec Adolfem Hitlerem. Jako jeden z pierwszych zobaczył również w przyszłym Führerze zagrożenie dla pokoju w Europie, bezskutecznie starając się demaskować prawdziwe ambicje Hitlera przed pracodawcami. Co więcej, był zbuntowany na tyle, że nie kupował również wizji ZSRR jako kraju mlekiem i miodem płynącym, kraju który jako jedyny wyszedł bez szwanku podczas kryzysu, kraju w którym obywatelom żyje się dostatnie, czując intuicyjnie, że to co z Wschodniej Europy dociera do zachodnioeuropejskich uszu brzmi zbyt pięknie żeby mogło być prawdziwe. Jego obaw nie podzielają zauroczeni polityką kolektywizacji Stalina doradcy premiera Wielkiej Brytanii, a gorliwe prośby Jonesa o pomoc w zorganizowaniu wywiadu z samym Człowiekiem ze Stali, skutkują jego natychmiastowym zwolnieniem.
Cóż innego więc ma począć nasz bohater jak nie po prostu sfałszować wizę prasową do Rosji i udać się do Moskwy na własną rękę. Prawda w końcu musi zwyciężyć. Na miejscu ma skontaktować się z dawnym przyjacielem, który mówił, że jest na tropie „czegoś wielkiego”, a zamiast tego dowiaduje się o jego śmierci w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Trafia za to na nagrodzonego Pulitzerem korespondenta New York Times Waltera Duranty’ego, który przekonany do ideologii komunizmu i przywództwa Stalina może pomóc Jonesowi w dotarciu do przywódcy ZSRR. Poznaje również jego asystentkę, Adę, która z kolei ostrzega go przed nadmiernym drążeniem sama bojąc się powiedzieć cokolwiek z uwagi na represje i doskonale działający aparat inwigilacji sowieckiego reżimu. Dzieli się jednak dziennikiem tajemniczo zmarłego kontaktu naszego bohatera. Okazuje się, że musi się on udać na południe, na Ukrainę, gdzie jego oczom ujawnia się uparcie ukrywana prawda, która przechodzi jego największe obawy i przypuszczenia.
W ZSRR żeby ktoś mógł żyć dostatnie, ktoś musi żyć w ubóstwie, a żeby ktoś mógł jeść do woli, ktoś musi umierać z głodu. Taki los spotyka miliony Ukraińców, których głód, śmierć i trupy, na które co rusz natyka się bohater wędrując przez zaśnieżoną tundrę, stanowią zdehumanizowany fundament, na którym opiera swój kolektyw komunistyczna ideologia władzy. Bohater trafia do miejsca, które można śmiało nazwać piekłem na Ziemi, jakieś najczarniejszej dystopijnej rzeczywistości całkowicie obalającą wizerunek „dobrego wujka” Stalina. Świat musi o tym usłyszeć, musi się o tym dowiedzieć. Tylko czy przy działającej w biały rękawiczkach propagandzie ZSRR ktokolwiek uwierzy młodemu dziennikarzowi z Walii?
Nie ma wątpliwości, że tematyka jaką w swoim filmie poruszyła Agnieszka Holland jest bardzo ważna, a strumień świadomości jaki wysyła w umysły widzów, którzy tak jak ja z lekcji historii nie do końca znali postać głównego bohatera, stanowi jej nieoceniony walor, ale niestety oprócz tego, a raczej pomimo tego, sam Obywatel Jones jest filmem co najwyżej przeciętnym.
Hołodomor, czyli Wielki Głód jaki panował na terenach obecnej Ukrainy w latach 32-33 ubiegłego wieku, to wydarzenie które już z samego założenia powinno w widzu wzbudzać olbrzymie emocje, wzbudzać empatie, szokować i skłaniać do refleksji. Swego rodzaju sztuką jest więc stworzenie filmu, który obracając się w okół tych wydarzeń pozostaje tak oziębły i mało angażujący. Obywatelowi Jonesowi brakuje bohatera, który mógłby stanowić katalizator naszej emocjonalności. Gareth Jones w wykonaniu Jamesa Nortona jest postacią niezwykle beznamiętną, nudną, po prostu źle zagraną. Aktorowi zabrakło warsztatu aby faktycznie swoją gra i umiejętnościami przebić szklany ekran i sprawić, aby widz faktycznie razem z głównym bohaterem odczuwał dramaturgię i horror jakie towarzyszą jego podróży.
Nie pomaga temu również kompresja czasu, którą zastosowała reżyserka przy okazji kilkunastominutowej sekwencji na Ukrainie. Nie wiemy do końca ile bohater spędził tam czasu, przez co jego zachowanie gdzieniegdzie wydaje się dość absurdalne. Obrazy i sceny na które się natyka, choć niektóre bardzo dobrze zrealizowane i szokujące, nie działają do końca tak jaki był ich zamysł przez papierowość i miałkość samego aktora. Całość ma bardziej charakter informacyjny, nie za bardzo czuć tu większą ambicję reżyserki do pochylenia się nad dramaturgią samego wydarzenia, bo i wydaje mi się, że nie do końca o tym ma być ten film, a Wielki Głód stanowi jedynie kontekst.
Obywatel Jones jest więcej mniej filmem o Wielkim Głodzie i staliniźmie, a bardziej rozprawką o istocie prawdy i roli dziennikarza w bezkompromisowym dążeniu do jej ujawnienia za wszelką cenę. Mamy tu więc postać głównego bohatera, który wiedziony instynktem staje się jej ambasadorem, jest odważny, nie idzie na kompromisy i nie oglądając się za siebie podąża w jej kierunku. Z drugiej strony mamy postać Waltera Duranty’ego, który wiodąc wygodne życie w Moskwie świadomie bądź podświadomie pomaga ją ukrywać. Omamiony ideologią komunizmu nawet jeśli wie jaka jest prawda, nie chce lub nie umie przyznać się do błędu, bo wie, że od obranej ścieżki nie ma już odwrotu. Prawda nie może być na sprzedaż – zdaje się nam mówić Agnieszka Holland. W dobie dezinformacji, fake newsów i całkowitego upolitycznienia mediów głównego nurtu, jest to naprawdę cenna lekcja i wartość jaką stanowi ten film. W końcu jak mówi pewien znany cytat: „Aby zło zwyciężyło, wystarczy, by dobrzy ludzie nic nie robili„. Tak samo jest z kłamstwem i prawdą, dlatego rolą dziennikarzy jest stać na jego straży, zachować niezależność i własne sumienie.
Jeśli chodzi o technikalia to w zasadzie ciężko się do czegokolwiek w Obywatelu Jonesie przyczepić. Zdjęcia, szczególnie niektóre bardzo plastyczne pod względem kolorystyki ujęcia w Moskwie, wypadają bardzo dobrze, praca kamery choć dość statyczna nie przeszkadza w podążaniu za bohaterem. Niestety to co niedomaga przysłania udaną warstwę realizacyjną, bo ani scenariusz ani gra aktorska, mówić kolokwialnie – nie dowiozła nam na tyle dobrej jakości aby na cały film spojrzeć przychylniejszym okiem.
Wspominałem już o Jamesie Nortonie wcielającym się w głównego bohatera, który kompletnie nie przekonał mnie w tej roli, ale on przynajmniej dostał coś do zagrania. Nie można tego niestety powiedzieć o Vannesie Kirby, niezwykle utalentowanej i magnetycznej aktorce, której rola tutaj jest w zasadzie zbędna. Stanowi bardziej dekorację obsady aniżeli postać z krwi i kości. Jest to dla mnie absolutnie niezrozumiałe jak mając na planie tak utalentowaną aktorkę można tak bezsensownie zmarnować jej potencjał. Jej wątek miłosny z głównym bohaterem jest niepotrzebny, nieautentyczny i ucięty, a ogólna rola sprowadza się do nośnika informacji, które musi otrzymać Jones żeby wyruszyć na Ukrainę. Najlepiej z trójki aktorów która pojawia się na ekranie najczęściej wypada Peter Sarsgaard, którego postać wzbudza chociaż jakieś emocje, jest niejednowymiarowa i ma w sobie jakiś tragizm człowieka, który 'postawił na złego konia’.
Oprócz niepotrzebnego wątku miłosnego film również topornie i łopatologicznie wplata w narracje postać Georga Orwella i jego cytaty z „Folwarku zwierzęcego”, inspirowanego właśnie na reportażu Garetha Jonesa. Pomysł byłby o tyle fajny gdyby cokolwiek wnosił, to scenariusza a nie był pretekstem do upchaniu w filmie kolejnej ważnej dla światowej publicystyki postaci historycznej.
Naprawdę wielka szkoda, że Obywatel Jones nie sprostał ani jako historia o konkretnym wydarzeniu, ani film fabularny oczekiwaniom jakie można było z nim wiązać. Choć nie można podważać jego wartości, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta tematyka zasługuje na dużo lepszą i angażującą reprezentacje w kinie. Sporym paradoksem jest, że w filmie w którym Agnieszka Holland mówi o bezkompromisowości i odwadze widać tyle bezpieczeństwa i zachowawczości.
Zdjęcia: Tomasz Naumiuk
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: