Netia Off Camera 2016. O kinie niezależnym słów kilka

Mój „romans” z kinem offowym rozpoczął się stosunkowo niedawno. Przyznaję, niezależność i specyfika tego rodzaju produkcji filmowych nie zawsze przekonywały mnie do siebie. Swoją drogą, w przeszłości nie pozwalała na to również moja filmowa dojrzałość (a raczej jej brak), która nie rozwinęła się wtedy jeszcze na tyle żebym mógł docenić walory i całą kolorystykę kina niezależnego. To jednak przeszłość. Dzisiaj to właśnie offowe filmy, offowe kino jest bardzo bliskie mojemu sercu, tak samo z resztą jak OFF Camera, czyli Krakowski Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego, na który w tym roku wybrałem się po raz pierwszy i który swoją wspaniałą atmosferą, jak i świetną organizacją i repertuarem, zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia.

Jednak w całej swojej sympatii do kina niezależnego, nie mogę być w stosunku do niego całkowicie bezkrytyczny. Raz że z racji na nieograniczoną wolność twórczą która go cechuje, jest to niemal niemożliwe. W końcu nie zawsze niepohamowana niczym fantazja reżysera może pokrywać się z Twoją. A po drugie kino niezależne, to z reguły przewaga formy nad treścią, a ta nie zawsze musi trafić we wszystkie gusta, tak samo jak i niektóre rozwiązania fabularne, tak różne od tego co znamy z mainstreamu. Jeśli jednak szukasz w kinie nieszablonowych historii, skrajnych emocji i jedynej w swoim rodzaju nauki, to mam dla Ciebie kilka propozycji wprost z offcamerowego repertuaru. Oto filmy które widziałem (niestety nie wszystkie jakie chciałem, cóż może za rok…) i które mnie nie zawiodły. Miłej lektury.

BLACK (2016)

Belgijski dramat Black, czyli zdecydowanie najlepsze co spotkało mnie ostatnio na dużym ekranie. Film reklamowany jako współczesna wersja Romea i Julii to ten rodzaj kina, który siedzi w głowie jeszcze długo długo po seansie. Głównymi bohaterami są Mavela i Marwan, którzy zakochani w sobie, będą musieli stawić czoła przeciwnościom i ryzyku jakie towarzyszy ich namiętnemu uczuciu. Dziewczyna to czarnoskóra członkini gangu Black Bronx, a chłopak to Marokańczyk należący do wrogiej grupy 1080. Członkowie obu gangów to nastolatki zagubione w burzliwym i zróżnicowanym etnicznie świecie, który w tym przypadku świetnie ukazują ulice Brukseli. Flamadzi i Walonowie, język niemiecki i język francuski, afrykańscy emigranci i islamiści, to wszystko dzieli współczesnych mieszkańców Belgii. Nie inaczej jest w przypadku pary głównych bohaterów. Ich przyjaciele i gangi do których należą, to trawestacje skłóconych rodzin z oryginalnego dzieła Szekspira i tak jak u „Romea i Julii”, tak i nad wydarzeniami w Black wisi widmo nieuchronnej tragedii. Film El Arabiego i Fallaha wyrywa widza ze szklanej kuli w której tkwi, jest dobitny w swoim przekazie, być może nieco stronniczy, ale przy tym trafnie ukazujący problemy z jakimi boryka się Europa. Wstrząsa, wzbudza emocje i absolutnie nie pozwala pozostać obojętnym. Całość fantastycznego kina dopełnia jeszcze lepszy soundtrack. Posłuchajcie sami tutaj!

CÓRKI DANCINGU (2015)

PRL-owska, roztańczona w muzyce lat 80-tych Warszawa oraz  Złota i Srebrna, czyli dwie syreny stające się z dnia na dzień główną atrakcją nocnego życia warszawskich dancingów. Oto atrybuty które zespojone razem w kolorowym i zwariowanym filmowym koktajlu Agnieszki Smoczyńskiej, tworzą zwariowany musical którego zapewne szybko nie zapomnicie. Pomieszanie komedii z horrorem i musicalem, wylewający się z ekranu kicz i nostalgia, która szczerze mówiąc wypadła dość plastikowo – te wszystkie elementy sprawiają, że Córki dancingu bardziej dzielą widzów niż ich łączą. Nie wszystkim bowiem tak ekstrawagancki styl reżyserki przypadnie do gustu. Ucieszą się natomiast Ci, którzy w kinie szukają mocniejszych, bardziej specyficznych wrażeń. Jedno jest natomiast pewne – nikt wobec nagradzanego na Festiwalu Soundance filmu nie pozostanie neutralny. To kino które albo się kocha, albo chce się szybko wyrzucić z pamięci.

DUSKY PARADISE (2016)

Kameralny film 24 letniego debiutanta Gregory’ego Kirchhoffa który z pewnością nie powstałby gdyby nie upór i determinacja Niemca. Pieniędzy na swój debiutancki film młody reżyser musiał szukać w swoim portfelu, a gdyby nie crowdfunding, Duksy Paradise nie miałoby racji bytu. Co ciekawe, z racji małego budżetu casting do filmu odbył się… przez Skype. Te wszystkie trudności na szczęście nie odbiły się na jakości prezentowanego obrazu, a jeśli miały na niego wpływ, to tylko pozytywny. Dostaliśmy bowiem kameralny komediodramat opowiadający o wypełnianiu życiowej pustki, o przełamywaniu własnych barier, o płytkiej i jałowej egzystencji, która pod wpływem całkowicie kontrastującego z naszym introwertycznym bohaterem sąsiada, nabiera kompletnie innych kształtów.

THE WITCH (2015)

The Witch to kolejny po „Babadook” i „Coś za mną chodzi” horror, który udowadnia moją tezę że od jakiegoś czasu ten gatunek ma się lepiej w konwencji kina niezależnego. Wygnana z nowoangielskiej osady rodzina przenosi się na skraj lasu, gdzie oprócz złych warunków życia, przyjdzie im się zmierzyć z mroczną zamieszkującą w lesie siłą (a przynajmniej tak to wygląda w filmie). Według miejscowych legend las zamieszkuje wiedźma. Nic więc dziwnego, że gdy w niewyjaśnionych okolicznościach ginie nowo narodzone dziecko, dotychczasowe legendy zaczynają się w oczach rodziny materializować i sprawiać realne zagrożenie. Niesamowity ciężkawy klimat i piękne zdjęcia, to najmocniejsze strony horroru Roberta Eggersa. The Witch pozostawia widzowi bardzo dużą swobodę interpretacyjną. Nie jest to klasyczne podejście do gatunku i to właśnie najmocniejsza jego strona. Nie ma tu typowych dla kasowych produkcji jumpscare’ów czy kreowanych w CGI maszkar. Jest napięcie, niedopowiedzenie, mrok i poczucie bezsilności jakie towarzyszy bohaterom. Wśród widzów film wywołał mieszane uczucia, ale nie ma się co temu dziwić. Przyzwyczajony do typowych, charakterystycznych dla współczesnych horrorów rozwiązań fabularnych widz, poczuje się lekko skołowany. Dla mnie to jednak kawał porządnego kina grozy, które uderza w wyobraźnię widza w zupełnie inny, a zarazem do bólu skuteczny sposób.

Tak więc mamy nasycony emocjami i namiętnością dramat, mamy kameralną komedię, jest kolorowy i niekonwencjonalny musical, a na koniec klimatyczny i trzymający w napięciu horror. Jak widzicie OFF Camera to nie tylko festiwal kina niezależnego, to również festiwal emocji. Te bowiem są w filmach najważniejsze, a jeśli chcecie je otrzymać w wyjątkowej i nietuzinkowej formie, to Netia OFF Camera jest w sam raz dla Was. Za rok już kolejna edycja festiwalu. Ja na pewno będę! A Wy?


CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]