Chociaż w maju odbyła się już 9 edycja Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie, to ja traktowałem ją jak pierwszą. W końcu to właśnie w 2016 roku po raz pierwszy uczestniczyłem w tym fantastycznym wydarzeniu. Uwielbiam muzykę filmową, co wyraźnie manifestuje przy okazji cyklu „Muzyka Filmoholika„, ale nigdy nie miałem okazji wybrać się na żaden koncert. Dużo natomiast słyszałem, a każda kolejna przytaczana opinia wzbudzała we mnie co raz większą zazdrość. W tym roku jednak się udało i choć niestety nie mogłem pójść na każdy koncert, to na ten najważniejszy dla mnie bilet kupiony miałem już od lutego. Na alterFMF: Drone Sounds (bo o nim mowa) wybrałem się więc po bardzo długim czasie wyczekiwania, ale i ze sporym bagażem oczekiwań.
W końcu na scenie miały pojawić się takie osobistości jak Łukasz Targosz – powoli pukający do bram Hollywood polski kompozytor, Cliff Martinez – były świetny perkusista Red Hot Chilli Pepers i jeszcze lepszy kompozytor, który moje serce skradł muzyką do filmu „Drive”, Jospeh Trapanese – którego cenię za muzykę do mocno przeciętnej serii „Niezgodna”, ale i za fantastyczny soundtrack stworzony przy współpracy z M83 do „Niepamięci’. Listę uzupełniał Islandczyk dla którego tak naprawdę na ten koncert się wybrałem – Johann Johannsson. Jego muzyka z filmu „Labirynt”, a w szczególności ta nominowana do Oscarów z „Teorii Wszystkiego” oraz „Sicario” prezentuje styl, który idealnie przemawia do mojego muzycznego gustu. Nic więc dziwnego, że właśnie na ten występ czekałem najbardziej. Tymczasem Pani Magda Jackowska i Pan Łukasz Cioch (prowadzący koncert) jako pierwszego zapowiedzieli Polaka. Nam pozostało tylko czekać na dźwięki wypływające spod batuty brytyjskiego dyrygenta Anthony’ego Weeden’a.
Łukasz Targosz zaprezentował swoją muzykę do serialu „Pakt”, niedawnej premiery Patryka Vegi – „Pitbull. Nowe porządki” oraz „Służby specjalnych”. Kompozytor pojawił się nawet na scenie grając na gitarze elektrycznej, tajemniczo brzmiącym instrumencie: Array Mbira i… maszynie do pisania. Przyznam, że po tej części koncertu nie spodziewałem się niczego. Po prostu, najnormalniej w świecie nie znałem tych wszystkich kompozycji. Okazało się jednak iż wybór organizatorów, którzy zdecydowali że to właśnie Łukasz Targosz wystąpi jako pierwszy, był trafiony w 100%. Już od pierwszego utworu, który możemy usłyszeć w czołówce serialu „Pakt” dał widzą sporą dawkę energii. Nie inaczej było w przypadku pozostałych, zarówno energiczna muzyka do „Pitbulla” przy okazji której mogliśmy usłyszeć popis wokalny Anny Karwan, jak i nieco spokojniejsza, ale idealnie wpisująca się w stylistykę koncertu Drone Sounds, muzyka do „Służb specjalnych” to kompozycje które łączą ze sobą współczesne elektryczne dźwięki, oraz smyczkowe klasyczne brzmienia. Smuci jednak fakt, że muzyka ze serialu Pakt nie jest dostępna na żadnym nośniku fizycznym, nie znajdziemy jej nawet w cyfrowej wersji np. na Spotify. Wielkie dzięki HBO…
Kolejnych muzycznych wrażeń miał nam dostarczyć Cliff Martinez i jego muzyka z kultowego „Drive”, „Tylko Bóg wybacza” oraz święcącego niedawno sukcesy w Cannes – „Neon Demon”. Szczerze mówiąc jeśli chodzi o ten ostatni film, to z muzyki wiele nie zapamiętałem. Natomiast najbardziej zapadły mi w pamięć dwa zagrane utwory. Pierwszy z nich to Bride of Deluxe – zagrany przez AUKSO Orchestra z Tych, w której energiczne komputerowe brzmienie sprawia, że taki rodzaj muzyki lepiej brzmi w wersji studyjnej, również komputerowej. Instrumenty na żywo trochę poszarpały ten utwór i nie brzmiał On tak dobrze jak zapamiętałem go z filmu. Nieco inaczej wypadł utwór Wanna Fight z „tylko Bóg wybacza, które mimo mocno komputerowej rytmicznej aranżacji, ratuje się wybrzmiewającymi w oddali organami (czy czymś podobnym, żaden ze mnie znawca instrumentów). No i niestety występem Martineza zostałem lekko zawiedziony, ale to i tak wielkie przeżycie i wspaniałe doświadczenie móc zobaczyć i posłuchać jego muzyki na żywo. Szkoda tylko że owa muzyka, do słuchania na żywo kompletnie się nie nadaje.
Jako trzeci wystąpił mój ulubieniec Johann Johannsson. Jego kompozycje z „Labiryntu” i „Sicario” to wzorowe przykłady jak łączyć współczesny styl styl, z klasycznym i kameralnym brzmieniem muzyki filmowej. Kompozycje do tych dwóch wyżej wymienionych filmów perfekcyjnie wpisują się w temat przewodni koncertu, a dla samego Islandczykowi dronowe brzmienia i eksperymenty muzyczne są znakiem rozpoznawalnym. Zdziwiła mnie natomiast obecność w tym zestawie totalnie klasycznej i tradycyjnie muzyki do „Teorii Wszystkiego”. Z pewnością z koncertu najbardziej zapamiętam genialnie zagrany utwór The Beast który zaraża słuchacza uczuciem niepokoju i nadciągającego zagrożenia. Spore wrażenie wywarł na mnie również Skuli Svergisson ze swoją 6 strunowa elektryczną gitarą basową w utworze Melnacholia. Nie pasowały mi niestety, mimo iż je uwielbiam, aranżacje utworów z „Teorii Wszystkiego”. Raz kompletnie gryzły się z całą resztą koncertu, to ich wykonanie odbiegało od moich wygórowanych co prawda oczekiwań. Zarówno popularne Cambridge, 1963 jak i tytułowe The Therory of Everything do którego mam wielką słabość brzmiały po prostu słabo. A szkoda. I tak w rytmie walca brzmiały klasyczne smyczki i harfa, które zakończyły trzecią część koncertu.
Finałem był występ amerykańskiego kompozytora Josepha Trapanese’a. Przy okazji jego występu mieliśmy usłyszeć kompozycje z przygodowego sci-fi „Earth to Echo”, serii „Niezgodna”, animowanej wersji „Tron”, oraz „Niepamięci” przy okazji której kompozytor współpracował z francuskim zespołem M83. W odróżnieniu od dwóch poprzedników, Joseph Trapanese pojawił się na scenie w roli gościnnego dyrygenta. Występ rozpoczął się energicznie suitą Earth to Echo żeby następnie przejść w nieco mroczniej wybrzmiewające Beyond The Wall z filmu „Wierna”. Później niestety tempo nieco opadło, a kiedy za sprawą utworu Waking Up z „Niepamięci” zrobiło się najciekawiej, koncert dobiegł końca, pozostawiając mnie nieco nieusatysfakcjonowanego.
Na koniec wszyscy Panowie pojawili się wreszcie wspólnie na scenie, otrzymując od widowni kilkuminutowe owacje na stojąco. Tak właśnie dobiegł końca mój pierwszy koncert na FMF w życiu. Pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Z sali koncertowej, mimo uczucie lekkiego niedosytu, wyszedłem bardzo zadowolony. Nie wszystko wypadło tak jak tego oczekiwałem, ale w końcu to ma do siebie muzyka na żywo, rządzi się swoimi prawami. Największym zaskoczeniem pozostanie dla mnie występ Łukasza Targosza i od dziś z pewnością uważniej będę bardziej śledzić muzyczne poczynania polskiego kompozytora. Kto wie, może już niedługo usłyszymy go przy okazji jakiejś głośnej zagranicznej produkcji. Życzę mu tego z całego serca. Teraz pozostaje mi marzyć i czekać do następnej edycji, oraz wierzyć, że za rok Alexandre Desplat znów zawita do Krakowa i tym razem będę mógł go w końcu posłuchać na żywo. Dla Was mam jeszcze prawie kompletną playlistę tegorocznego koncertu. Miłego słuchania.
Zdjęcia pochodzą ze oficjalnej strony Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie – www.fmf.fm
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO:
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true” adapt=”false” language=”pl_PL”]