Oglądając końcowe sceny pierwszej części „To” chyba każdy wiedział, że dla dzielnych dzieciaków z Derry ta historia się jeszcze nie skończyła, a prawdziwy koszmar miał dopiero nadejść. Pennywise, owszem, zniknął, zaszył się gdzieś czekając w uśpieniu przez 27 lat, aby powrócić i zemścić się na dorosłych już Frajerach zmuszając ich do ponownego zmierzenia się z demonami przeszłości. Każda opowieść potrzebuje bowiem dobrego zakończenia, klamry spinającej całą historię. Wie o tym jeden z członków Klubu Frajerów, teraz uznany pisarz, krytykowany jednak za słabe finały swoich powieści, wie o tym sam Stephen King, autor książkowego pierwowzoru, w którego prozie ta myśl jest często powtarzającym się motywem, no i w końcu z pewnością wie o tym Andy Muschietti, reżyser obu części To, który sam stanął przed wyzwaniem doprowadzenia historii siódemki Frajerów i Pennywise’a do godnego, satysfakcjonującego dla rozdmuchanych sukcesem 'jedynki’ nadziei i oczekiwań widzów zakończenia. Czy ta sztuka mu się udała, czy może balonik pękł z hukiem pozostawiając po sobie krwawe strzępki czerwonej gumy?
Po 27 latach od pokonania Pennywise dorośli już Frajerzy choć na pierwszy rzut oka zdają się być już zupełnie na innych etapach swojego życia, wciąż żyją w cieniu demonów z dzieciństwa. Bill, którego młodszy brat Georgie padł ofiarą Pennywise, obecnie jest poczytnym pisarzem, w głębi serca wciąż niepogodzonym ze stratą, co sprawia, że nie umie pisać dla swoich bohaterów dobrych zakończeń. Beverly, niegdyś żyjąca w strachu przed ojcem, teraz żyje w toksycznym małżeństwie ze znęcający się nad nią mężem. Sypiący dowcipami na prawo i lewo Richie odnosi sukcesy w stand up’e, ukrywając jednak przed światem swoje prawdziwie 'ja’. Nawet pozbawiony już nadmiaru kilogramów Ben, teraz przystojny właściciel firmy architektonicznej, wciąż myśli o niezauważającej go w dzieciństwie Bev.
W zasadzie tylko Mike został w Derry. Został i czuwał studiując lokalną wiedzę o potworze, czekając na moment, w którym uśpione zło powróci i reszcie bohaterów będzie trzeba przypomnieć o złożonej 27 lat temu obietnicy. Gdy więc w miasteczku znów dochodzić do serii zaginięć dzwoni do każdego z Frajerów i choć u wszystkich wspomnienia o lecie 89′ w Derry są nieco zatarte, podświadomie po rozmowie z Mike’em każdy z nich czuje irracjonalny, paniczny strach. Mimo to wracają, nie do końca zdając sobie jednak sprawę z powagi sytuacji i tego, że wygłodniałe przez 27 lat zło tylko czekało i marzyło o tym, aby znów karmić się ich traumami i lękami. Każdy z nich będzie musiał przypomnieć sobie swoje najgorsze koszmary z dzieciństwa, aby znaleźć odwagę i przepędzić Pennywise’a raz na zawsze.
Pierwsza część To z 2017 roku doskonale wpisała się w trend i rozbudzone przez sukces „Stranger Things” zapotrzebowanie na ejtisowo wystylizowane Kino Nowej Przygody. Grupka przyjaciół wyrzutków, lato, rowery, tajemnica do rozwiązania, wspólnie pokonane zło – wszystkie te elementy doskonale wykorzystał Andy Muschietti budując wokół pierwszego To klimat nostalgii, połączonej z niebiorącym jeńców horrorem, gdzie przerażający klown jednocześnie uśmiecha się i odgryza dzieciakom ręce. Teraz, gdy do naszych Frajerów wracamy po 27 latach, element nostalgii choć wciąż obecny, nie mógł stanowić już fundamentu opowiadanej historii. Sama historia i jej bohaterowie musieli stanowić fundament, tym bardziej, że w odróżnieniu od spójniejszej 'jedynki’ Rodział: 2 skakał między teraźniejszością i retrospekcjami stanowiąc dużo większe narracyjne wyzwanie i dla scenarzysty, i dla reżysera, który musiał umiejętnie opowiedzieć tą historię za pomocą obrazu.
To niestety widać, bo w odróżnieniu od pierwszej części Rozdział II jest o wiele bardziej poszarpany i przeciągnięty przez swój długi metraż, mający zapewne w zamiarze pomieścić wszystkie wątki. Co więcej, pełno w nim scen niepotrzebnych bądź stanowiących tylko bezpieczny fan service, powtarzając od kalki sprawdzone schematy poprzedniej części. Reżyser podąża znajomymi tropami nie siląc się specjalnie na oryginalność. Wszystkiego jest tu po prostu więcej, częściej i dłużej, niestety często kosztem płynności fabuły i przejrzystości narracji.
Nie sposób jednak odmówić Muschiettiemu ręki do inscenizacji, zabawy obrazem i czucia gatunku. To: Rozdział II dużo bardziej niż część poprzednia stawia jednak na komedie kosztem scen horrorowych, gdzieniegdzie tylko umiejętnie łącząc oba gatunki. Dużo więcej tu groteski i przerysowania, a dużo mniej czystego strachu. Reżyser starał się balansować między humorem i budowaniem niepokoju, ale niestety w przeważającej części na staraniach się jedynie kończy. Nie znaczy to jednak, że w drugiej odsłonie To nie brakuje dobrze, kreatywnie poprowadzonych scen, bo jest ich całkiem sporo. Gorzej jednak, że najlepszą z nich, czyli wizytę dorosłej Beverly u staruszki w jej starym domu, widzieliśmy już w zwiastunie zapowiadającym film. Zwiastunie który z resztą pokazuje najlepszy urywek tej sceny, bo sekwencja która ma miejsce później, to niestety już tylko festiwal brzydkiego CGI, którego – o dziwo patrząc na budżet filmu – w To 2 całkiem sporo.
Reżyser potrafił jednak pomieścić w jednym filmie całkiem sporą obsadę, dając każdemu z aktorów coś do zagrania. W większości przeskakiwanie między retrospekcjami a teraźniejszością odbywa się płynnie i konsekwentnie, budując fajne zależności między dziecięcymi a dorosłymi bohaterami. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że spokojnie z niektórych scen i wątków można było zrezygnować, zyskując przy tym na tempie samej opowieści.
O dziwo to co się zdecydowanie w drugim To udało, to zachowanie przygodowego klimatu całej historii, tak ważnych w fabułach Stephena Kinga elementów obyczajowych, motywów przyjaźni i relacji międzyludzkich, zarówno tych pozytywnych, ukazywanych poprzez nasz Klub Frajerów, jak i tych negatywnych, jak w scenie z udziałem Xaviera Dolana, gdy możemy zobaczyć, że to ludzie są źli, że banalnie mówiąc zło jest złem, a Pennywise, to jedynie jego upiorna trawestacja.
Świetnie na ekranie spisuje się również nowa obsada, której zdecydowanie przewodzi Bill Hader wcielający się w starszą wersję Finna Wolfharda. Aktor nie tylko otrzymał najciekawszy wątek, ale najlepiej zniuansował swoją postać łącząc w niej swoje umiejętności komediowe, jak i budowania postaci dramatycznych. W dorosłej obsadzie wyróżnia się również James McAvoy wcielający się w Billa oraz James Ransone wypadający więcej niż przekonująco jako hipochondryczny Eddie. Rozczarowała mnie nieco jednak Jessica Chastain, której Beverly mimo nietuzinkowych umiejętności aktorki, wypadła dość przeciętnie na tle kolegów z planu, zdecydowanie gorzej od wersji jej młodszej koleżanki Sophie Lillis.
Niezmiennie popis na planie daje również Bill Skarsgård, który bawi się postacią Pennywise’a jak chce, tworząc fenomenalną i przerażającą kreację, nawet mimo przeszkadzającego mu w tym gdzieniegdzie CGI. Podobnie jak w części pierwszej brakowało mi jednak scen gdzie Pennywise jest po prostu klaunem, wymalowanym jegomościem który uwodzi swoje ofiary, kusi je samą rozmową, zapachem popcornu i czerwonym balonikiem. W tych scenach Skarsgård dawał największy popis i mógłby ich dostać zdecydowanie więcej.
Może i To: Rozdział II nie straszy jak poprzednik. Może przez większą ilość materiału źródłowego do przerobienia nie jest tak spójny i płynny jak część z 2017 roku. Może jest trochę za długi i przepełniony niepotrzebnymi scenami, może, może, może… Ale kurczę, mimo to film ostatecznie daje radę niezależnie od tej sporej dawki wad. Wszystko to dzięki bohaterom i umiejętnym wydobyciu przesłania całej historii. Dzięki tym pierwszym możemy się zaangażować, odnaleźć własne odbicie, a dzięki drugiemu zrozumieć, że bać się jest rzeczą ludzką. Prawdziwą sztuką, jest ów strach okiełznać, nie pozwolić aby nami owładnął i przejął kontrolę nad naszym życiem i działaniami. Czasem po prostu trzeba mu się zaśmiać prosto w tę wypudrowaną złowieszczą twarz…
Zobacz również:
TO (2017)
Zdjęcia: Checco Varese