Słysząc – Netflix, myślisz- „Narcos„, „House of Cards” czy „Stranger Things„. Teraz do tego grona zupełnie niespodziewanie dołączył kolejny tytuł, który z resztą dość niesłusznie porównuje się do ostatniego z wymienionych. O istnieniu takiego serialu jak Dark przed pierwszym zwiastunem w zasadzie mało kto wiedział. Produkcja z Niemiec, z niemieckimi twórcami i niemieckimi aktorami mówiącymi – uwaga – po niemiecku. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale dla przeciętnego, niedzielnego widza nie jest to chyba content marzeń? Dark miał jednak premierę niedługo po drugim sezonie serialu braci Duffer, a że pierwsze opinie zwracały uwagę na podobieństwa obu produkcji, dużo widzów postanowiło mimo wszystko sprawdzić co to za niemiecki serial i czy da się go w ogóle oglądać. I bardzo dobrze, ponieważ dzięki temu zobaczyli najprawdopodobniej najlepszą rzecz jaką dostarczył nam Netflix w 2017 roku…
Jest rok 2019. Małe miasteczko Winden żyje w strachu od kiedy w okolicach znajdującej się w pobliżu elektrowni atomowej, zaginął młody chłopak. Jest to kolejna z tragedii, która w niedługim czasie zatrzęsła życiem mieszkańców, ponieważ dwa miesiące wcześniej dość niespodziewanie samobójstwo popełnił Michael Kahnwald – jak się później dowiemy – ojciec jednego z głównych bohaterów serialu. Śledztwo oraz kolejne zaginięcie zaczyna ujawniać podobieństwa ze zdarzeniami rozgrywającymi się w Winden równo 33 lata temu. Jedni myślą – porywacz, inni – seryjny morderca. Mało kto jednak przypuszcza, że cała sprawa może mieć związek z pewną jaskinią i znajdującymi się w niej tajemniczymi drzwiami.
Małe miasteczko, zaginiony chłopiec, grupka bohaterów prowadząca śledztwo na własną rękę – faktycznie, gdy zdamy sobie sprawę, że wszystkie te elementy pojawiają się i w Dark, i w „Stranger Things”, można pokusić się o pewne porównania. Tak, tak, ale tylko w przypadku gdy albo w ogóle nie oglądaliśmy serialu, albo robiliśmy to nieuważanie lub pobieżnie. Obie te produkcje to bowiem zupełnie inne bajki. Kiedy „Stranger Things” oparty jest na pewnego rodzaju bajkowości, nostalgii i grupce pełnokrwistych bohaterów, którzy już przeniknęli do popkultury i których nie sposób nie lubić, serial Barana bo Odara i Jantje Friese stawia na surowość, skomplikowanie, mrok, a zamiast sympatycznych bohaterów woli budować wielowarstwową, niesamowicie złożoną, ale i wciągającą fabułę, przez którą nie jedno z Was złapie się w czasie oglądania za głowę. A nostalgia? Owszem, jest, ale nie żeby dodać uroku czy frajdy odbiorcy, ale aby podkreślić pewne fabularne zwroty.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz oglądałem serial z taką fascynacją i zaangażowaniem jak Dark. Wielowątkowa historia i poziom jej skomplikowania sprawiają, że niemiecką produkcję trzeba oglądać z wielką uwagą, pilnując abyśmy nie przegapili żadnego ważnego szczegółu. Co istotne, przy tym stopniu złożenia, wielowarstwowości narracji i nielinearności samej fabuły, twórcom udało się uniknąć jakichkolwiek nielogiczności czy dziur scenariuszowych. Dodać należy, że przy drugim podejściu serial nawet zyskuje ujawniając elementy, które pierwotnie mogły umknąć czy zgubić się w gąszczu innych fabularnych zdarzeń.
Serial funkcjonuje w ramach wielu gatunków będąc jednocześnie trzymającym w napięciu dreszczowcem, dramatem obyczajowym biorącym na celownik charakter relacji międzyludzkich mieszkańców małego miasteczka, beznadziei pewnych sytuacji czy motyw utraty tożsamości, ale i kryminałem rozwijającym śledztwo zaginionych chłopców czy nawet skromnym science-fiction, w którym naukowe zacięcie dominuje nad tanim efekciarstwem. To ostatnie w szczególny sposób odróżnia niemiecką produkcję od jej amerykańskich odpowiedników.
Najmocniejszym elementem Dark jest jednak jego niepowtarzalny klimat. Ponurość, przytłaczająca atmosfera i aura tajemniczości potęguje znakomita realizacja. Wyblakłe kolory, przepiękne zdjęcia (poważnie, zdjęcia do tego serialu to jakiś artystyczny kosmos. Warto choćby dla nich), skromne oświetlenie czy sam wybór plenerów – wszystko doskonale współgra ze sobą i z opowiadaną historią. Dark ma również jeden z lepszych soundtracków jaki słyszałem i zapadającą w pamieć czołówkę, która doskonale oddaje ponury i tajemniczy charakter serialu. Nie uświadczycie tu optymizmu, sympatycznych bohaterów którym możecie kibicować. Przeciwnie. Ci w większości są raczej odrzucający, przepełnieni wadami i podejmują jeden zły wybór za drugim. Mimo wszystko trudno w pewien sposób nie darzyć ich zrozumieniem i empatią choćby z racji na specyficzny rodzaj sytuacji w której się znaleźli.
Każdy z bohaterów, a jest ich cała masa, stanowi jeden element układanki na jaką składa się fabuła. Każdy z nich jest powiązany z pozostałymi, choć czasem wiemy o tym tylko my – widzowie. Każdy z nich jest również ważny dla spójności całej historii. Olbrzymia więc rola spoczywała na osobach odpowiedzialnych za casting do serialu i trzeba przyznać, że wywiązali się z niej perfekcyjnie. W zasadzie wszystkie ich wybory to strzały w dziesiątkę i pod względem oddania charakteru samej postaci, jak i – co z racji na fabułę serialu było bardzo ważne – jej cech fizycznych. Wybrani aktorzy doskonale potrafili natchnąć emocje w swoje postaci i sprawić, że widz był w stanie je lepiej zrozumieć. Nie lubić – bo takiej potrzeby ani sposobności nie ma, ale spróbować postawić się na ich miejscu. Gdybym miał jednak kogoś wyróżnić, to byłby to Oliver Masucci wcielający się w rolę Ulrich Nielsen – prowadzącego własne śledztwo ojca jednego z zaginionych chłopców.
Nie ma sensu żebym dłużej pisał Wam o tym serialu w tak zawoalowany sposób, starając się za wszelką cenę, kosztem spójności recenzji uniknąć jakiegokolwiek fabularnego spoilera. Zróbcie mi więc tą przyjemność i mimo że serial jest po niemiecku (a jak wiemy wszystko co po niemiecku brzmi jak rozkaz rozstrzelania) dajcie Dark szansę. Bardzo bowiem możliwe, że będzie to nie tylko najlepszy serial Netflixa jaki zobaczycie w tym roku, ale i najlepszy serial w ogóle… Poważnie.
Muzyka: Ben Frost
Kraj: Niemcy