Nie pamiętam już dokładnie co sprawiło, że postanowiłem odpalić pierwszy odcinek Ciemnego kryształu, ale nawet nie wiecie jak bardzo się ciesze, że to zrobiłem. Nie będę ściemniał, że czekałem na ten tytuł z wypiekami na twarzy, że śledziłem trailery, zapowiedzi, zdjęcia z planu, artykuły na Hollywood Reporter, albo że mam cokolwiek wspólnego z oryginałem z 1982 roku legendarnego twórcy Mappetów Jima Hensona, bo nie – nie mam i tak nie było. Szczerze mówiąc do tej pory nie byłem nawet świadom jego istnienia. Z jakiś jednak powodów, być może przez wzgląd na rodzaj animacji, usiadłem przed telewizorem i dałem szanse, ot tak, z czystej ciekawości. I wiecie co? Ciemny Kryształ: Czas buntu od Netflixa to absolutne mistrzostwo świata i okolic.
Miejscem w którym rozgrywa się akcja Ciemnego kryształu jest planeta Thra. Opisywana przez narratora jako istny raj pełen magii, harmonii i fantastycznych stworzeń Thra, jest domem dla Gelflingów, czyli niewielkiej rasy elfów podzielonej na siedem matriarchalnych klanów, z których każdy ma psychospirytualny związek ze swoim otoczeniem. I tak mamy Gelflingi zamieszkujące pustynie, parające się żeglugą, pracujące na wykopaliskach w górach, żyjące na bagnach, nieprzyzwyczajone do światła dziennego Gelflingi z podziemnych jaskiń, czy uważających się z najważniejszy klan Vapran, którzy nade wszystko cenią gromadzoną w wielkiej bibliotece wiedzę. Rządy nad wszystkimi Gelflingami sprawują Skeksowie – groteskowe, skrzeczące bestie przypominające krzyżówkę szczurów i sępów z ogromnymi dziobami, cienkimi wyrostkami i bulwiastymi ciałami owiniętymi w poszarpane szaty i kanciaste zbroję.
Legitymacje władzy Skeksów stanowi Kryształ Prawdy będący energetycznym sercem całej planety, nad którym Ci sprawują piecze i z którego po kryjomu czerpią energię pozwalającą im sztucznie wydłużyć sobie życie. Jednak ich chciwe spożycie Kryształu sprawiło, że zostało ono rozbite i wypaczone, rozprzestrzeniając zarazę w całej kranie i jej mieszkańcach oraz zmuszając ich do korzystania z jeszcze bardziej nikczemnych metod – wysysania życiodajnej energii prosto z Gelflingów.
Skeksowie cieszą się jednak olbrzymim szacunkiem wśród Gelflingów, którzy traktują ich jak sprawiedliwych władców, strażników Kryształu i panów całej Thra. Niecne praktyki paskudnych kreatur pozostawały więc tajemnicą, a ich eksperymenty na Gelflingach czymś wprost niewyobrażalnym dla rdzennych mieszkańców Thra. Pechowo dla Skeksów świadkiem ich nikczemności i śmierci swojej przyjaciółki Miry, jest Rian – wartownik kryształowego pałacu, który ucieka z miejsca zdarzenia chcąc wyjawić prawdziwą naturę ich Panów pozostałym Gelflingom. Jak można się domyśleć, praktycznie nikt nie chce mu uwierzyć, a Skeksowie oskarżają go o zdradę i zabójstwo Miry.
Tymczasem w Thra postępuje zaraza wypaczająca całą florę i faunę planety. Choć sygnały, że dzieje się coś niedobrego są coraz bardziej widoczne, większość Gelflingów ślepo wierzy w dobre zamiary Panów Kryształu. Większość, bo Brea – jedna z trzech księżniczek królestwa klanu Vapran oraz sympatyczna Deet, członek podziemnego klanu Grotan, jako jedyne zdają się dostrzegać nadchodzące zagrożenie. Ich drogi wkrótce skrzyżują się z oskarżonym o zdradę Rianem i razem spróbują ujawnić prawdziwą naturę Skeksów oraz uratować całą Thra przed zbliżającą się zagładą.
Serialowy prequel kultowej animacji twórcy Muppetów – Jima Hensona, nie tylko porywa swoją formą, przepiękną kukiełkową animacją i całą warstwą techniczną, ale również bardzo wciągającą i dojrzałą historią osadzoną w fascynującym świecie. Świecie, który zarówno oczarowuje swoim pięknem i baśniowością, ale i który nie stroni od mroku, horroru i śmierci. Nie wiem czy to serial dla dzieci w wieku 7+ jak twierdzi Netflix, bo sporo tu i sugestywnej i dosłownej brutalności, ale ja na Ciemnym krysztale bawiłem się doskonale. To zdecydowanie coś świeżego i nawet jeśli z początku odrzuci was trochę toporna mimika i ruchy kukiełkowych postaci, to po jakimś czasie sama historia i kreacja świata sprawi, że to co wcześniej wydawało się archaiczne, ciężkie do oglądania nagle staje się elementem stanowiącym o sile całego serialu.
Ciemny kryształ: Czas buntu to cud techniczny, żywe miejsce, które pokazuje dowody serca i duszy, które pisarze, scenografowie i lalkarze włożyli w to, aby wizja Jima Hensona została zrealizowana najlepiej jak to tylko możliwe. Architektura scenografii, namacalność świata, dbałość o szczegóły, detale, każdą fakturę oraz umiejętne uzupełnienie praktycznych efektów i pracy lalkarzy o ładne efekty specjalne, sprawia, że Ciemny kryształ ogląda się niemal z otwartymi z wrażenia ustami. Użycie lalek znajduje swoje odzwierciedlenie w uboższej mimice i mniej zaawansowanym choreografią w dynamicznych scenach, ale w połączeniu ze znakomitym światotwórstwem i baśniowo-mroczną historią, ma to swój urok i pasuje do całego klimatu opowieści, w której bajka dla dzieci styka się z ponurym dramatem dla dorosłych.
Czuć tu klimat „Władcy Pierścieni”, „Opowieści z Narnii”, ale i „Gry o tron”, szczególnie, że intryg i niespodziewanych zgonów w Ciemnym krysztale nie brakuje. Nie brakuje również dosłownej i sugestywnej przemocy, co każe zastanawiać się nad grupą docelową serialu (Netflix określił ją na 6+), ale choć istotnie kilka scen wykracza daleko poza sposób pokazywania przemocy w innych skierowanych do dzieci produkcjach, to całości opowiadanej historii nie brakuje pozytywnego – i nad wyraz dojrzałego w swoim naturalistycznym podejściu choćby do tematu śmierci jako naturalnego końca egzystencji czy bohaterstwa wymagającego okropnych poświęceń od nielicznych, aby chronić wielu – przekazu. Mimo to i mimo oznaczeniom wiekowym Netflixa, uważam, że Ciemny kryształ nie jest serialem dla najmłodszych widzów, a przynajmniej na pewno nie takim, którzy ledwo mieszą się w dolnym rejonie ograniczenia wiekowego. Czasem bywa naprawdę przerażająco. Także żeby nie było – ostrzegałem!
Różnorodność scenografii portretującej florę i faunę Thra, projekty postaci całość fantastycznej warstwy wizualnej, to coś co na pewno potrafi przyciągnąć uwagę, ale i tak poszłoby na marne, gdyby w parze z tym nie szła też intrygująca fabuła, opowieść którą chce się śledzić przez 10 odcinków serialu. Na szczęście okazuje się, że podobieństwa do „Gry o tron” nie kończą się jedynie na podchodzeniu do częstotliwości śmierci bohaterów, ale również do złożonej narracji, przemyślenia w rozmieszczeniu wątków oraz stworzenia naprawdę wyrazistych, złożonych postaci i to zarówno po jednej, jak i drugiej stronie konfliktu. Pomaga w tym plejada znakomitych aktorów występujących w dubbingu, którzy nadali poruszającym się po ekranie kukiełką pełnie charakteru i emocji. Dajmy na to taki Mark Hamill, który jako jeden z Skeksów jest absolutnie genialny pod każdym względem. Podobnie sprawy się mają z Simonem Peggiem czy Jasonem Isaacsem, którzy ze swoimi postaciami zdecydowanie wybijają się spośród innych ról, ale dobrą robotę, choć mniej spektakularną, wykonali także Helena Bonham Carter, Taron Egerton, Andy Samberg, Anya Taylor-Joy, Mark Strong czy Alicia Vikander. Widzieliście kiedyś lepszą obsadę dubbingową?
Ciemny kryształ realizuje swoje ambicje jako wizualne arcydzieło tworzące oryginalny wizualnie świat z bogatą mitologią i ciekawymi postaciami, jak i jako techniczny majstersztyk wykorzystujący zapomniane przez kino kukiełki do opowiedzenia wciągającej fabuły. Realizuje je jednak jako historia odnosząca się w wielu miejscach do naszej rzeczywistości, współczesnych realiów. Mamy tu dotknięcie wątku klasowości, hierarchizacji społecznej, rasizmu, poprzez ukazanie relacji między siedmioma klanami Gelflingów, jak i propagandy czy kultu jednostki, tu w wykonaniu nikczemnych Skeksów. Najwyraźniej jednak wybrzmiewa wątek ekologiczny, tu przedstawiany za pomocą stanowiący podkręcony wizerunek społeczeństwa konsumpcyjnego obraz Skeksów oraz środowiskowy, którego bardziej dosłowną metaforą nie może być sam tytułowy Ciemny kryształ, którego nieznająca umiaru i granic eksploatacja prowadzi do dewastacji ekosfery całej Thra.
Wszystko to sprawia, że choć Netflix zbytnio nie przyłożył się do promocji swojego serialu w Polsce, to jest to jedna z ich najlepszych produkcji tego roku, jak i jedna z najlepszych ich produkcji w ogóle. To nie tylko wzór oryginalności oraz olbrzymiej pracy i serca włożonych w realizację ambitnego projektu, ale i rzadki przykład prequela nawiązującego do mało znanego pierwowzoru, który z miejsca przerasta oryginał i staje się klasyką gatunku sam w sobie. Ja nie żałuje ani minuty. Myślę, że Wy też nie pożałujecie…
Zdjęcia: Erik Wilson