Przyznaje, nie spodziewałem się tego, że to akurat Zwierzogród będzie filmem do którego będę dziś pisał recenzję. I nie dlatego że animacji nie lubię, przeciwnie. Po prostu zawsze traktowałem ten gatunek filmowy jako pewną odskocznię od innego, poważniejszego rodzaju kina. Dla mnie animacja ma być lekka, łatwa i przyjemna, ma mnie przenieść w barwny i kolorowy świat, świat który pozwoli mi chociaż na chwilę zapomnieć o często ponurej rzeczywistości. Owszem, zdaję sobie sprawę, że dla młodszego widza filmy animowane często niosą ze sobą walory edukacyjne, ale dla bardziej dojrzałego odbiorcy, jest ona przede wszystkim źródłem rozrywki. I właśnie w tym wszystkim Zwierzogród był dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Nie dość, że jest to świetna rozrywka, to „troszkę” starsze już dziecko, wiele od najnowszej produkcji Disneya może się nauczyć. Ba, może się nad nią autentycznie zastanowić, nie odrzucając przy tym dobrej zabawy i szczerej radości z odkrywania świata naszych futrzanych przyjaciół.
Pierwszą podpowiedzią jest już angielski tytuł filmu Disneya. „Zootopia” to słowo bliźniaczo podobne do takich pojęć jak choćby utopia. Ta nie oznacza nic innego jak próbę niezwykłego przedstawienia świata, idealnego społeczeństwa, czy ustroju politycznego, który owszem, w książce czy w filmie wygląda wspaniale, ale w rzeczywistym świecie, nie ma racji bytu. Same filmy utopijne wyraźnie zwracają na to uwagę, bo w tym idealnym i z pozoru perfekcyjnie skonstruowanym świecie, zawsze pojawia się jakaś rysa. Zwierzogród jest właśnie animacją utopijną, w której oczami wesołych zwierzaków, patrzymy na targające Nas na co dzień realne ludzkie problemy. I właśnie dzięki nim możemy dostrzec te niedoskonałości w zachowaniu prawdziwego żyjącego organizmu, organizmu zwanego społeczeństwem. Dość już jednak tych komunałów, dowiedzmy się trochę więcej o fabularnych aspektach filmu Disneya, a tych jest od liku i jeszcze trochę.
O tym jak i dlaczego powstała wielka zwierzęca metropolia twórcy sprawnie i szybko informują widza poprzez szkolny zwierzęcy teatrzyk. W nim mali uczniowie opowiadają jak to się stało, że drapieżcy i tzw. ofiary postanowiły podpisać pakt, stanąć na dwóch łapach, przyodziać fikuśne wdzianka, oraz stworzyć społeczeństwo idealne gdzie obie podzielone przez naturę strony, będą żyły ramie w ramie. Społeczeństwo gdzie lew i owca są burmistrzem i wiceburmistrzem, a lis i królik mogą prowadzić wspólnie policyjne śledztwo. Zwierzęce american dream, czyż nie?
Tą wizją szybko zauroczyła się nasza główna bohaterka – Judy Hopps. Judy jest królikiem, jest energiczna i pełna zapału, a za punkt honoru wzięła sobie aby zostać funkcjonariuszem prawa. Zwierzogród wydaje się wiec idealnym miejscem do realizacji marzeń naszej długouchej absolwentki Akademii Policyjnej. Nikt jednak nie wierzy w szczęśliwe zakończenie jej planów. Okazuje się bowiem, że mimo braku podziałów, pewne stereotypy wciąż panują, a w nich królik bardziej kojarzy się z hodowcą marchewek, niż z dzielnym stróżem prawa.
Mimo szczerych chęci bohaterka brutalnie zderza się z rzeczywistością, rzeczywistością która maluje się raczej w szarawych barwach. Młoda policjantka odkrywa, że nawet tak duże miasto nie pozbawione jest swoich uprzedzeń i nierówności, a szansę w nim mają jedynie nieliczni. Skąd my to znamy…
Na miejscu okazuje się, że nikt nie traktuje nowego króliczego rekruta poważnie, a Judy zamiast pracować nad głośną sprawą 14 porwań, zostaje kontrolerką parkometrów. Na szczęście dla niej, taki stan rzeczy nie trwa zbyt długo, gdyż przypadek i aktywna postawa funkcjonariuszki Hopps sprawia, że wplątuje się w sprawę porwań i ma 48 godzin na odnalezienie zaginionej wydry. W śledztwo – poprzez chytry szantaż – angażuje miejscowego cwaniaczka, lisa o imieniu Nick Bajer, którego przebiegłość i znajomość światka przestępczego, ma być pomocna w rozwiązaniu sprawy. To właśnie wraz z tym ekscentrycznym duetem, w ramach postępowania śledztwa będziemy odkrywać zwierzęcą metropolie, jej piękne, oraz te troszkę mroczniejsze strony.
Zwierzogród na pierwszy rzut oka to miasto pełne możliwości, miasto zróżnicowane i otwarte dla mieszkańców. Ale to tylko pozory. Możliwości owszem są, ale tylko dla nielicznych, inni radzą sobie na swój sposób, nie zawsze zgodny z prawem. Miasto nie pozbawione jest nierówności, rasizmu i ksenofobii. Sama bohaterka łapie się w pewnym momencie na tym, że w swoim myśleniu również posługuje się gatunkowymi uprzedzeniami i stereotypami. Lis w końcu musi być cwany, a królik powinien być głupi, itp. itd. Twórcy bawią się z nami wyolbrzymiając pewne cechy które nadajemy zwierzętom, a robią to tylko po to, aby za chwile obrócić wszystko o 180 stopni. Tak właśnie poznajemy miejscowego mafioza (moja ulubiona postać) czyli „Krecika Chrzestnego”, który strzeżony przez armię niedźwiedzi polarnych trzęsie przestępczą społecznością. Tak również poznajemy leniwca o ironicznej ksywce Flash, który pracuje nigdzie indziej, jak w urzędzie miasta, gdzie z prędkością slow motion pieczętuje pisma zniecierpliwionych petentów.
Wszystko jest nijako mrugnięciem oka do widza, ale również i zwróceniem uwagi na stereotypowe myślenie jakim my ludzie posługujemy się w codziennym życiu. Każdy taki zabieg to swego rodzaju zwierzęca trawestacja problemów społecznych, przeniesionych do utopijnego świata i dostosowanych na potrzeby języka filmu animowanego tak, aby dać widzowi do myślenia. To jest właśnie niesłychany atut tej animacji. Dodajmy do tego wątek śledczy którego nie powstydziłyby się kinowe produkcje kryminalne, cytat intertekstualny z „Ojca Chrzestnego”, i mamy mieszankę idealną. Szczerze mówiąc to mam nieodparte wrażenie, że Zwierzogród jest animacją stworzoną z myślą raczej o starszym widzu. Jawnie na to wskazuje powaga poruszanych problemów, czy choćby udający Marlona Brando „Krecik Chrzestny”.
Na koniec powiem jeszcze, że z chęcią wyruszyłbym jeszcze raz w podróż do Zwierzogrodu i na nowo odkrywał tą barwną i zróżnicowaną metropolię. I posługując się w tym momencie trafnie umiejscowioną w czasie i przestrzeni zwierzęcą metaforą, to wcale nie jest to wykluczone. Bo o ile dobrze znam twórców Disneya, to kto jak to, ale oni potrafią wysiadywać złote jajko bardzo długo.