Jestem masochistą. Niestety, moja szczera nadzieja i beznadziejna naiwność z jaką podchodzę do każdego kolejnego horroru, stawia mnie w bardzo kłopotliwej sytuacji. Tytułuję siebie jako fana tego gatunku, ale nie mogę ostatnimi czasy powiedzieć o nim nic dobrego. Trochę dołujące, prawda? Za każdym razem z uporem maniaka przy co nowszej horrorowej zapowiedzi powtarzam sobie jak mantrę: „Tym razem będzie dobrze! Musi być! Jak nie teraz to kiedy?! Przecież zwiastun był taki dobry!” i tak samo za każdym razem wychodzę z sali kinowej z opuszczoną głową, wmawiając sobie usilnie, że to już ostatni raz kiedy dałem się oszukać. Taki stan rzeczy trwa już od dłuższego czasu i chyba prędko się nie skończy. O kryzysie w jakim jest mój ukochany gatunek filmowy pisałem już przy okazji recenzji „Lasu Samobójców„ i właśnie ten kryzys zdaje się trwać i trwać i trwać… Trwa już tyle, że zaczynam się zastanawiać czy to z horrorem, czy ze mną jest coś nie tak. Może to nie kryzys, a po prostu takie są horrory. Może najnormalniej w świecie nie umiem ich oglądać? Nie wiem. Wiem jednak, że z The Boy – czyli kolejną horrorową produkcją tego roku, z całą pewnością jest coś nie tak… i to bardzo.
Co można opowiedzieć o fabule? No cóż, jest oczywiście dom (stary dworek rzecz jasna), kobieta która się do niego wprowadza i tajemnica jaką za sobą kryje. Klasyczny i podręcznikowy zarys fabularny 90% horrorów ostatnich lat. Żeby było ciekawiej, reżyser nadaje głównemu wątkowi charakter spirytystyczny, że niby dom jest nawiedzony. Super! Szkoda tylko że niewiedza widzów trwa zbyt krótko, a Pan Bell chybanie słyszał nigdy powiedzenia, że boimy się tego, czego nie znamy. Trudno, to jest do przełknięcia. Jedziemy dalej.
Głównym bohaterem (oprócz wspomnianej wcześniej pechowej lokatorki) jest… lalka, no ale oczywiście nie byle jaka. Brahams – bo tak nazywają ją już sędziwego wieku rodzice, jest materiałową podobizną 5 letniego chłopca o porcelanowej twarzy (i bynajmniej nie mówię tu o kolorze cery). Greta Evans – grana przez Lauren Cohan (znana szerszej publiczności jako Maggie z „The Walking Dead”) jest nową opiekunką i jest rzecz jasna zdziwiona faktem, że ktoś zaproponował jej mieszkanie i godziwą gaże za opiekę nad złowieszczo wyglądającą kukłą. Z czegoś jednak żyć trzeba, więc podejmuje się tego ekscentrycznego zobowiązania i przyjmuje ofertę od zwariowanych gospodarzy domu.
Ciekawego charakteru całej sytuacji nadaje zachowanie rodziców Brahamsa. Mimo, iż ten jest tylko lalką, ci podchodzą do niego jak do zwykłego żywego chłopca. Wręczają Grecie listę zadań i obowiązków, informują ją o nawykach żywieniowych wyżej wymienionego, oraz wręczają kodeks reguł i zasady których koniecznie trzeba przestrzegać przy obchodzeniu się z bawełnianym obiektem ich rodzicielskiej miłości. Sami wyjeżdżają i przepraszają nową opiekunkę za wszystkie niedogodności. Tyle ich widzieliśmy.
Zapewne czytając zarys fabularny zdążyliście się już pewnie domyśleć, że to właśnie lalka i jej tajemnicze zachowanie będzie w tym filmie źródłem każdej „sceny grozy”. Brahams lubi od tak przemieszczać się z miejsca w miejsce, włączać głośno muzykę, czy wyrażać swoje oburzenie nad codziennym jadłospisem. Coraz bardziej przerażona bohaterka zaczyna powoli zdawać sobie sprawę, że przecież lalki się tak nie zachowują! No tak… lepiej późno niż wcale. Aby odkryć tajemnicę jaką kryje za sobą przerażający podopieczny musi zagłębić się w historię rodziny Brahamsa, jak i jego żywego odpowiednika. Właśnie te wydarzenia będą kluczem do rozwiązania całej zagadki.
Horrorów o pacynkach, marionetkach i kukłach było już od liku i jeszcze trochę. Wystarczy cofnąć się wstecz i zacząć od pierdyliarda kontynuacji „Laleczek Chucky” – Powrót, Nowe Pokolenie, czy nawet Narzeczona (?!) itp., a skończyć na „Dead Silence” Jamesa Wana i nie tak dawnej „Annabelle”. Ten temat został już przewałkowany i przeorany jak tylko się da. Same lalki już dawno przestały być straszne, bo najnormalniej w świecie są stale obecne w umysłach widzów i fanów horrory. To jeden zarzut.
Drugim jest konsekwencja, a raczej jej brak, z jaką reżyser stara się budować napięcie i w ogóle fabułę w filmie. Sama obecność dziwnej lalki nie jest na tyle przerażająca, aby nakręcić o tym horror. Tu trzeba jakiejś spójnej historii, tajemnicy do odkrycia, czegoś co będzie Nas widzów trzymać w fotelach i co sprawi, że film zaangażuje odbiorcę w jakiś sposób. Przecież nie można bać się przy horrorze będąc niezaangażowanym. Natomiast reżyser daje nam zagadkę, po czym w następnej linii dialogowej praktycznie wykłada nam jej rozwiązanie na tacy. Toż to jakiś kryminał jest! Tak się nie robi horrorów.
Nie jestem znawcą, filmowcem, czy scenarzystą, ale już nie jeden raz zjadłem zęby na horrorach i wiem o nich na tyle, żeby wiedzieć co jest skuteczne, a co jest tanie i po prostu głupie. Takiego samego podejścia życzyłbym reżyserom, którzy zanim ze słomianym zapałem zabiorą się za kolejny sztampowy film grozy, może przeczytają jeszcze raz scenariusz i postarają się choć ten jeden jedyny raz zaserwować widzom coś nowego.