Jest lato, są wakacje… przydałby się więc jakiś horror w kinach. Prawda? Ale taki na którym można najłatwiej zarobić. A jakie horrory masowa publiczność najbardziej lubi? Ano oczywiście te o demonach, opętaniach, odwróconych krucyfiksach i morderczych lalkach, których już sam wygląd sprawia, że prędzej nadają się jako podpałka do ogniska aniżeli zabawka dla twojej pociechy. Dokładnie takie warunki spełnia nowy spin-off uniwersum „Obecności”, czyli Annabelle wraca do domu. Zaznaczenia wymaga, iż jest to już trzeci tytuł z bardzo nierównej serii spin-offów o nawiedzonej lalce, z których pierwsza „Annabelle” była absolutnie a-oglądalna, podczas gdy część druga była całkiem sprawnie działającym i angażującym horrorem. Ta odsłona miała jednak to czego nie miały dwie pozostałe, a mianowicie zapowiedzi obiecujące powrót na ekran małżeństwa Warrenów – najważniejszych bohaterów całego uniwersów, naszych superbohaterów wśród demonologów. Tylko czy to wystarczy?
Może i tak, tylko problem w tym, że państwo Warrenowie pojawiają się na ekranie zaledwie na kilkanaście pierwszych minut, a ich rola sprowadza się do przetransportowania tytułowej lalki do domu, wpakowaniu jej w szklaną gablotę i zabezpieczeniu kilkoma błogosławieństwami. Później, gdy następuje pewien przeskok czasowy, Patrick Wilson i Vera Farmiga zmuszeni są wyjechać służbowo zostawiając córkę Judy z nastoletnią opiekunką Mary Ellen. Przypominają bohaterką o bezwzględnym zakazie zbliżania się do pokoju z nawiedzonymi artefaktami, zostawiają kilka dolarów na średnią margherite i w zasadzie tyle ich widzieliśmy. Cóż mogło pójść nie tak?
Jak się okazuje – w zasadzie wszystko, bo o ile Judy i Mary wcale nie mają zamiaru szukać guza wśród nawiedzonych pozytywek i innych gadżetów, zupełnie inne zamiary ma przyjaciółka naszej opiekunki, Daniela, która nieproszona wbija na chatę mając w tym swój ukryty cel. O ile jej motywacje i zachowanie może sprawiać wrażenie egoistycznego i irracjonalnego, to historia za tym stojąca daje czynom bohaterki pewną legitymizację. Okazuje się bowiem, że ojciec Danieli jakiś czas temu zginął w wypadku samochodowym, a że czytała to i owo tym czym zawodowo zajmują się Warrenowie, sądzi że w domu jest coś co pomoże jej w pewien sposób nawiązać kontakt z tatą. Sprytnie więc zajmuje czymś bohaterki, sama w tym czasie dostając się do pokoju z uwięzioną Annabelle. Co stało się później chyba się domyślacie?
I to jest akurat motyw, który zdecydowanie działa w filmie. Owszem, Daniela zachowuje się bezmyślnie niczym większość bohaterów horrorów, ale za jej bezmyślnością stoją pewne pobudki, które sprawiają, że jestem w stanie uwierzyć w tak desperackie kroki dające chociaż cień szansy na pożegnanie się ze zmarłym ojcem. Przecież tam gdzie w grę wchodzą emocje tak silne jak poczucie winy i ból po stracie najbliższej osoby, tam też stoi granica zdrowego rozsądku.
Nie da się jednak ukryć, że same motywację bohaterki – choć dobrze zarysowane – miały jedynie stanowić pretekst dla reżysera do zamknięcia Judy, Mary i Danieli sam na sam z hulającą po wolności Annabelle oraz stadem nawiedzonych przedmiotów kontrolowanych przez demona zamieszkującego naszą creepy lalkę. Festiwal jumpscare’ów czas zacząć.
Annabelle wraca do domu, to zdecydowanie jeden z tych letnich, luźnych horrorów, na którym bardziej od niepokoju czy strachu liczy się dobra zabawa. I tak – wiem – w kontekście gatunku w którym ten film operuje wydaje się to absurdalne, ale z jakichś powodów działa. Annabelle w żadnym momencie nie próbuje nam udowodnić, że jest czymś więcej aniżeli wakacyjnym straszakiem operującym na gatunkowych kliszach, ale robi to jednocześnie z głową i dużo lepiej niż większość podobnych produkcji.
Mamy tu sympatyczne bohaterki między którymi jest chemia i które potrafią współpracować na ekranie. Sporej ilość gatunkowej sztampy towarzyszy kilka fajnych zabiegów inscenizacyjnych i ładnie skomponowanych kadrów, a przewidywalną fabułę i jumpscare’y uzupełnia sporo kiczowatych motywów, z których jeden, związany z umownie nazwijmy to 'wilkołakiem’, swoim absurdem i niedopasowaniem do całości dostarczył mi szczególny rodzaj frajdy.
To wszystko razem sprawia, że Annabelle wraca do domu ciężko jednoznacznie chwalić, ale trudno też karcić, bo kilka elementów wyszło tu naprawdę dobrze. W ten sposób dostajemy typowego horrorowego przeciętniaka, do którego fajnie z paczką znajomych pochrupać popcorn w kinie i pośmiać się z głupot. I spoko, takie filmy też są potrzebne. Jest tylko jedna rzecz która wciąż nie daje mi spokoju, kwestia przez którą nie śpię w nocy a szef wysłał mnie na przymusowe zwolnienie……. Skąd ta cholerna Annabelle wraca do tego domu… i dlaczego w ogóle taki tytuł?!
Zdjęcia: Michael Burgess
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: