Przyznam się Wam szczerze, że do końca nie wiem co napisać we wstępie, tak aby nie powtarzać tego co piszę w zasadzie co roku przy okazji festiwalu Netia OFF Camera. Że kino niezależne jest jak niczym nieskrępowane okno na świat? Że pozwala nam widzom, siedząc wygodnie w fotelach spojrzeć inaczej na rzeczywistość która nas otacza, lub przybliżyć tą, która jest nam całkowicie obca? A może o tym, że choć nie zawsze jest to kino udane, bardzo rzadko pozostawia widza obojętnego, bez żadnych emocji? Cóż mogę powiedzieć… Kocham kino niezależne i choć czasem bywa to miłość ciężka i bolesna, warta jest każdej sekundy spędzonej w kinie. W tym roku spędziłem ich na szczęście całkiem sporo właśnie dzięki odbywającemu w moim rodzinnym Krakowie festiwalowi. Oto kilka słów na temat filmów, które udało mi się w jego trakcie zobaczyć…
KONKURS GŁÓWNY „WYTYCZANIE DROGI”
The Report on Sarah and Saleem (2017)
Politycznie uwikłany melodramat z elementami dramatu psychologicznego Muyada Alayana był filmem od którego zacząłem swoją przygodę z tegoroczną Netią Off Camerą. Reżyser wykorzystując romans między palestyńskim, ledwo wiążącym koniec z końcem dostawcą pieczywa, a prowadzącą własną kawiarnię Izraelkom pokazuje i opowiada w nim widzowi o toczącym się od pokoleń politycznym konflikcie. Uprawiający namiętną miłość na tylnym siedzeniu samochodu kochankowie przez własną nieuwagę zostają uwikłani w sam jego środek, co w konsekwencji prowadzi do sekwencji zdarzeń całkowicie wywracających ich życie do góry nogami.
Brakuje w tym wszystkim jednak pewniejszej ręki scenarzysty, przez co Report on Sarah and Saalem w wielu miejscach kuleje pod względem logiki czy wiarygodności przedstawianych zdarzeń. Dobrze jednak na przykładzie samej Jerozolimy, w której toczy się spora część akcji, potrafi zarysować podział, nerwowość i zaślepiającą obie strony nienawiść, przybierającej często wręcz absurdalne formy. To jeden z tych filmów, który zdecydowanie miał potencjał na coś więcej, ale ostatecznie nieco rozczarowuje i zostawia widza z poczuciem, że można było z tej ciekawej historii wyciągnąć dużo więcej. → trailer
Love After Love (2017)
Stanowiący pełnometrażowy debiut Russella Harbaugha Love After Love to jak sam tytuł wskazuje film o miłości po miłości, choć trafniejszym byłoby go określić jako film o miłości po śmierci. Ta bowiem tak samo jak jest nieodłącznym elementem życia każdego z nas, tak samo stanowi główny motyw tego z jednej strony surowego i intymnego, ale i momentami przepełnionego ciepłem i szczerym humorem dramatu o różnych wymiarach żałoby. Śmierć głowy rodziny, kochającego męża i ojca nie przychodzi znienacka, nie szokuje nawet nas widzów. Suzanne, w którą wciela się znakomita Andie MacDowell oraz jej dwójka synów – Chris zagrany przez równie dobrego Chris O’Dowda, Nicholas – są nią przygnębieni, ale zdaje się, że od pewnego czasu przygotowani.
Jednak gdy łóżko jest już puste a karawana z trumną opuszcza podjazd domu, każdy musi sobie z nią radzić na swój sposób. Jeden sięgnie po alkohol, dla innego będzie ona stanowiła pretekst do rozbicia wieloletniego związku, a dla tej którą powinna ona dotknąć najbardziej, będzie po prostu kolejnym etapem życia, które choć w takich momentach bywa gorzkie i uciążliwe, toczy się przecież dalej. Love After Love opowiada właśnie o tym 'dalej’, które każdy z bohaterów traktuje na swój sposób. To jak i melancholijny anturaż filmu stanowi jego najlepszy element. Brakuje w nim jednak trochę więcej odwagi i wyrazistości, której potencjał czuć w kończącej film scenie stand-upu jednego z bohaterów. → trailer
Montana
Młoda kobieta wraca do swojej dalekiej rodziny, by odkryć stare traumy i zamknąć przeszłość, a jednocześnie wzbudza namiętny romans z zamężną matką dwójki dzieci mieszkającą teraz w jej starym rodzinnym domu. Montana to rzadki przykład filmu, który choć dotyka poważnych tematów i robi to umiejętnie, zachowuje jednocześnie pewną lekkość i urok. W pewnych obszarach można ją nawet porównać do znakomitego „Tamte dni, tamte noce„, choć będzie to porównanie dość uproszczone i niekoniecznie oddające to czym ten film chciał być. Debiutującej za kamerą Lumor Shmili udało się stworzyć naprawdę udany dramat, w którym konserwatyzm normalizuje zło, a najwięcej o bohaterach nie mówią dialogi, a subtelne spojrzenia i wymowna cisza pomiędzy słowami . → trailer
Revenge (2017)
„Mad Max” i „Bez litości” zmieszane pod wpływem sporej ilości pewnych grzybków halucynogennych i skąpanych w hektolitrach wylanej krwi o którą dosłownie ślizgają się bohaterowie. Revenge ani przez chwilę nawet nie udaje, że chce być czymś więcej niż art-housową wersją taniego kina zemsty klasy B, gdzie nic nie ma sensu, logika kuleje, a scena gdy jeden z bohaterów z jednoczesnym śmiechem i grymasem bólu wyciąga sobie głęboko wbite szkło ze stopy, tak samo jak jego i widzów z jednej strony obrzydza a z drugiej – choć wielu nie chce się do tego przyznać – szczerze bawi, co udowadniają liczne chichoty (żeby nie powiedzieć gromkie śmiechy) na sali kinowej w tych najbrutalniejszych scenach.
Nie jest to ten rodzaj kina, którego spodziewałem się na festiwalu i to jest chyba jego najmocniejsza strona. Francuski thriller o ścigającej trzech mężczyzn blondwłosej piękności z wypalonym czarnym orłem na brzuchu to nie tylko doskonała wariacja gatunkowa, ale i naprawdę odważny film, w którym toksyczna tzw. męska postawa w najlepszym przypadku kończy się dziurą w głowie. → trailer
Cicha noc (2017)
→ trailer
RECENZJA FILMU
Wieża. Jasny Dzień (2017)
Zwycięzca Konkursu Głównego i film, który faktycznie 'Wytycza drogę’. Recenzja najprawdopodobniej w czerwcu. W każdy razie kiedyś na pewno. → trailer
WKRÓTCE PEŁNA RECENZJA
POZOSTAŁE SEKCJE
Pod ciemnymi gwiazdami (2017)
Po małym irlandzkim miasteczku grasuje zabijający młode kobiety seryjny morderca, a tymczasem nienawidząca swojego życia Molly – główna bohaterka filmu, poznaje tajemniczego, niecieszącego się zbyt dobrą reputacją Pascala. Przystojny, ale posiadający w sobie pewną dzikość mężczyzna jest totalnym przeciwieństwem pozornie grzecznej, ułożonej i ładnie uczesanej dziewczyny. Nie trudno więc zgadnąć, że bohaterów ciągnie do siebie niczym dwa magnesy. Ich płomienny romans nie spotyka się z przychylnością kontrolującej Molly na każdym kroku matki, co wywołuje u Molly bunt i w konsekwencji ujawnia mroczną, do tej pory okiełznaną przez liczne zasady stronę bohaterki.
Michael Pearce w Pod ciemnymi gwiazdami – choć lepiej byłoby się trzymać oryginalnego tytułu „Beast” – buduje relację, grozę i niepewność widza co do tożsamości seryjnego mordercy i tytułowej bestii zarazem, pozwalając nam jednocześnie wierzyć, że musi nią być ktoś z dwójki głównych bohaterów. To działa i jest skuteczne każąc widzowi skupiać się na każdym szczególe i angażuje w dynamicznie rozwijający się związek głównych bohaterów, ale niestety przez niezręcznie budowaną fabułę na finiszu traci impet i chwyta się niepotrzebnej pretensjonalności uważanej zapewne przez reżysera za niespodziewany zwrot akcji. O ile czuć, że ma on rękę do aktorów, brakuje mu jeszcze wprawy w konsekwentnym budowaniu suspensu.→ trailer
zABIĆ jESUSA (2017)
Rozgrywające się w kokainowej stoli Kolumbii Zabić Jesusa opowiada o pewnej młodej studentce, która była świadkiem zabójstwa swojego ojca i przypadkowo spotyka jego mordercę – młodego chłopaka, który najprawdopodobniej należy do jednego z terroryzującego Medellin gangów. Postanawia więc zbliżyć się do niego i wobec skorumpowania miejscowej policji, sama wymierzyć sprawiedliwość. Zanim jednak to zrobi, musi dowiedzieć się kto i dlaczego chciał śmierci jej ojca. Wiele debiutanckich filmów ma problemy strukturalne, ale Zabić Jesusa Laury Mory Ortegi jest dość niezwykły pod tym względem. Początek i koniec są niezgrabne, podczas gdy środek jest wyjątkowo organiczny i klimatyczny.
Reżyserka dba o realistyczną warstwę stylistyczną i rozwijając fabułę mocno trzyma się pewnego gruntu nie skupiając się na przyczynach przemocy, nie analizuje co powoduje, że dana osoba staje się mordercą, nie dotyka nawet idei handlu narkotykami ani pieniędzy jako korupcji. To film bardziej osobisty (reżyserkę dotknęła podobna tragedia co bohaterkę filmu), intymny wręcz, a to na czym skupia się najbardziej, to wewnętrzny konflikt bohaterki, która w jednym momencie szuka dla tytułowego Jesusa odkupienia, zrozumienia, nawet patrzy na niego z pewną czułością, a wybucha z wściekłości w następnym. Dobre kino, które mogłoby być ciut lepiej zagrane, ale być może dzięki pewnej toporności aktorów, zyskuje tym samym jego realność. → trailer
Pomiędzy słowami (2017)
Urszula Antoniak w swojej czarno-białej perełce wizualnej opowiada o utracie tożsamości i różnych odcieniach emigracji. Tych skąpanych w blasku szklanych wieżowców i tych ukrytych w podrapanych i przegniłych grzybem murach slumsów. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o samotnym mężczyźnie i jego relacji z odnalezionym po latach ojcem. Melancholijne Pomiędzy słowami burzy dotychczasowe życie Michała, każąc mu na nowo odkryć kim tak naprawdę jest i czy znajduje się w tym miejscu, w którym chciał się znaleźć.
Reżyserka doskonale portretuje zderzenie osobowości i niezręczne budowanie jakieś relacji między ojcem a synem, ale jednocześnie jest oszczędna w dialogach. Przedstawia różne postawy, nie ocenia, a raczej burzy mity. Brakuje jej jednak konsekwencji w powolnym, oszczędnym i artystycznym prowadzeniu budowaniu narracji, przez to całkowicie psuje finał. Nie jest to film dla każdego, ale zdecydowanie warty uwagi tych, których temat emigracji w ten czy inny sposób dotyczy. → trailer
Nina (2017)
12-letnia miłośniczka pływania, o żywej wyobraźni, zostaje uwięziona pomiędzy swoimi kłótliwymi, rozwodzącymi się rodzicami w nędznym i wiecznie pochmurnym słowackim dramacie Nina. Nieuchronny rozwód rodziców staje się dla bohaterki prawdziwym dramatem, a niedojrzała postawa rodziców źródłem prawdziwego nieszczęścia. Utrzymany w brudnej tonacji film słowackiego reżysera Juraja Lehitshy’ego to dobry dramat psychologiczny – przygnębiający, smutny, ale i na swój sposób poetycki. → trailer
The Crescent (2017)
Film, który przez swoją artystyczną pretensjonalność sprawił, że po seansie czułem się jakby mi ktoś zmaltretował mózg. Najlepsze jest jednak to, że do 3/4 wydawał się naprawdę ciekawy i intrygował. Teraz jednak chce o nim jak najszybciej zapomnieć. Yhhh… → trailer
Fake Tattoos (2017)
Lekki, słodki i przyjemny romans opowiadający o pierwszej miłości, która znienacka i niespodziewanie łączy dwójkę młodych fanów punk-rocka. Kanadyjski film bawi, wzrusza i jednocześnie łamie serce… → trailer
Blue my mind (2017)
Gdyby tym filmem debiutowała Julia Ducournau zapewne zamiast „Mięso” nosiłby tytuł „Ryba”. Szwajcarskie Blue My Mind Lisy Brühlmann łączy bowiem dużo podobieństw z wymienionym powyżej ekscentrycznym dziełem belgijskiej reżyserki. To ten rodzaj kina którego właśnie szukam na festiwalu OFF Camera. Z jednej strony doskonała teen drama z wyrazistymi bohaterami i niewydumanymi problemami, a z drugiej artystyczna wariacja na temat odwróconej baśni o małej syrence i body horrorem, w którym główna bohaterka pod wpływem pierwszej miesiączki zaczyna zjadać surowe ryby prosto z akwarium Brzmi absurdalnie, ale ogląda się to świetnie. Cóż, dojrzewanie to ciężki orzech do zgryzienia… → trailer
SWeEt Country (2017)
Slow cinema, a raczej slow western rozgrywający się w Australii, w którym Sam Neill gra pastora i śpiewa piosenkę „Jesus love me”. Dziwny, ale zaskakująco przyjemny film. Pełna recenzja w czerwcu przy polskiej premierze. → trailer