Nie byłbym z Wami do końca szczery gdybym powiedział, że z Riverdale wiązałem jakiejś większe nadzieje. Uczciwe z mojej strony byłoby raczej przyznanie się, że choć serial stacji CW umieściłem w zestawieniu najciekawszych serialowych premier 2017 roku, to sam nie miałem w planach ani jego obejrzenia, ani tym bardziej zrecenzowania na blogu. Jednak wraz z premierą pierwszego odcinka w internetach wybuchł niesamowity hype, a pierwsze dość przychylne opinie ludzi z którymi zdaniem zwykle się liczę, niejako wymusiły na mnie zmianę początkowego nastawienia. Tak więc usiadłem, oglądnąłem pierwszy odcinek, później drugi, trzeci, czwarty… i z każdym z nich zaczynałem powoli rozumieć dlaczego Riverdale faktycznie może się podobać i to nawet mimo swojej początkowo odrzucającej powierzchowności. Zrozumiałem również, że aby czerpać przyjemność z jego oglądania, musi być zachowany jeden podstawowy warunek…
W małym, z pozoru zwyczajnym amerykańskim miasteczku Riverdale dochodzi do tajemniczego zaginięcia syna najbardziej wpływowej rodziny w okolicy. Jason Blossom, rankiem 4 lipca z niewiadomych przyczyn wypływa ze swoją siostrą bliźniaczką Cheryl na rzekę i w skutek nieszczęśliwego wypadku wpada do wody. Wszyscy, wraz z zrozpaczoną siostrą, myślą, że chłopak utonął. Wkrótce jednak policja znajduje jego ciało z raną po kuli. Spokój idyllicznego miasteczka zostaje zaburzony, a w oczach jego mieszkańców pojawia się strach. Kto zabił? Odpowiedzi na to pytanie na własną rękę zaczyna szukać grupka nastolatków z miejscowego liceum – Betty, Veronica, Jughead oraz Archie, czyli główni bohaterowie naszego serialu.
Pewnie wielu z Was to już wie, ale dla czystego sumienia muszę o tym napisać – Riverdale powstało na podstawie amerykańskiego komiksu pt. „Archie”. W Polsce wiele osób go nie zna (przyznam nawet, że wcześniej nie znałem i ja) ale warto zaznaczyć, że jego bohaterowie, wiele motywów i wątków, przez lata stało się archetypem, inspiracją i fundamentem, na których opierało się mnóstwo produkcji od legendarnego „Beverly Hills, 90210”, przez „Plotkarę”, na recenzowanej produkcji stacji CW kończąc (więcej i z pewnością ciekawej opowiada o tym Ichabod na swoim youtubowym kanale, polecam). Oglądając, trzeba mieć więc na względzie, to z jakim materiałem tu obcujemy, ponieważ ta komiksowość objawia się dość często i początkowo może budzić pewien dysonans.
Gatunkowo Riverdale to teen drama i wobec tego nie ma nawet najmniejszych wątpliwości. Głównymi bohaterami są nastolatkowie, sporo akcji rozgrywa się w liceum, mamy klasyczne elementy szkolnego środowiska jak postać cheerleaderki, kapitana szkolnej drużyny, nowej, zaburzającej hierarchię uczennicy, czy z pozoru grzecznej i ułożonej kujonki. Twórcy na szczęście nie mydlą nam oczu próbując kreować swoją produkcje na coś więcej niż to czym jest w istocie, ale za to umiejętnie dokładają sporo elementów do gatunku tak, aby cała historia wychodziła poza sztampowe wątki miłości, zazdrości, zdrady lub klasycznego kto z kim, kiedy i dlaczego…
Główny wątek to w końcu typowa zagadka kryminalna co daje produkcji sporo mrocznego charakteru. Jest tu troszkę thrillera, sensacji, a nawet elementy paranormalne. Sprawa śmierci Jasona jest świetnie poprowadzona, bo na dobrą sprawę zostaje nierozwiązana i bawi się naszymi przypuszczeniami do ostatniego odcinka. Twórcy umiejętnie zmylają, dają fałszywe tropy i podpuszczają widza coraz bardziej angażując go w całą historię. Nie brakuje również na dłuższą metę irytujących, ale spełniających swoje zadanie cliffhangerów, które potrafią utrzymać widza przy ekranie na prawdę na długo.
Przysłowiową truskawką… wróć… wisienką na torcie są bohaterowie. Archie to ułożony rudowłosy chłopak, który tak samo jak sport lubi tworzyć muzykę. Jego najlepszą przyjaciółka jest Betty Cooper – chodzący ideał i kujonka skrycie podkochująca się w sympatycznym rudzielcu. Veronica Lodge to z kolei przyzwyczajona do bogatego życia bezkompromisowa, wyszczekana i odważna nowa uczennica, która do Riverdale przybyła z Nowego Yorku po tym jak jej ojciec zbankrutował i trafił do więzienia. No i oczywiście jak w każdej teen dramie musimy mieć jeszcze typowego outsidera, którym w Riverdale jest Jughead i szkolną jędzę, czyli siostrę zamordowanego Jasona Bossoma, Cheryl.
Właśnie ta ostatnia dwójka to w mojej opinii najciekawsze postaci. Jednak na dobrą sprawę wszyscy z wymienionych są wyraziści, świetnie zarysowani, poprowadzeni i zagrani. Każdy z nich ma swoje backstory, które rozwija się na przestrzeni całego serialu i które pozwala nam widzom, poznać go znacznie lepiej. Co ważne, choć początkowe odcinki mogłyby na to wskazywać, nie są to postaci jednowymiarowe. Owszem, przez komiksową naturę materiału źródłowego mogą być lekko przerysowane, ale na pewno nie są stereotypowe i przewidywalne. Na uwagę zasługują również rodzice naszych głównych bohaterów, których wątki niekiedy okazują się dużo ciekawsze niż ich serialowych dzieci.
Bardzo dobre wrażenie robi też warstwa estetyczna Riverdale. Znakomite oświetlenie, neonowość i widoczne wystylizowanie na lata 80. w pełni zdają egzamin, a w połączeniu z świetnym soundtrackiem, czynią z serialu o Archiem (?) i spółce chyba najlepszą audiowizualną produkcję stacji CW jaką dotąd widziałem…
Ci z Was którzy dotrwali z recenzją do tego momentu, mogą zacząć się zastanawiać czy w takim razie Riverdale to serial idealny. Spieszę donieść że nie, nie jest. Są w nim fragmenty i wątki sprawiające wrażenie niedopracowanych, źle poprowadzonych lub takich, które trącą trywialnością i nierzadko pretensjonalnością. Zachowania, które irytują, nierówne odcinki czy rozdmuchane do granic możliwości a w rzeczywistości dość miałkie problemy bohaterów. Najbardziej jednak boli trochę rozczarowujące zakończenie głównego wątku, po którym ja osobiście spodziewałem się nieco więcej.
Riverdale oglądałem z pełną świadomością jego wad, lekkiego banału i pretensjonalności o które się ociera. Jednak mimo tego był on na tyle angażujący, że z chęcią sięgałem po każdy kolejny odcinek, a teraz może nie z wypiekami na twarzy, ale z ciekawością wypatruję premiery drugiego sezonu. Koniec końców okazało się, że z pewnością nie jest to tak zły serial, jakim chcieliby go widzieć Ci, którzy patrzą na niego tylko i wyłącznie przez pryzmat gatunku.
Kraj: USA