Spiski, intrygi, tajne stowarzyszenia, romans i historyczna zagadka do rozwiązania – 444 autorstwa Macieja Siembiedy zawiera wszystkie elementy, które – przynajmniej na papierze – czynią z niej powieść wobec której ciężko przejść obojętnie. Na plus działa również sam autor specjalizujący się w dziennikarskich śledztwach historycznych dodając całej fabule nutkę potrzebnej wiarygodności. Czytając wiemy, że duża część tej historii oparta jest na faktach i wieloletnich badaniach przekazów, dokumentów dotyczących najczęściej kradzionego polskiego płótna, czyli „Chrztu Warneńczyka” Jana Matejki. Obraz ma przedstawiać islamskie proroctwo mówiące, iż raz na 444 lata pojawi się możliwość pojednania islamu z chrześcijaństwem. Czemu więc do pojednania nie doszło i komu zależy, aby proroctwo się nie spełniło?
Akcja 444 rozgrywa się na przestrzeni wielu stuleci, czego konsekwencją są liczne przeskoki w czasie. Fabuła powieści rozpoczyna się w 998 roku i co rusz skacze w czasie przenosząc nas do różnych miejsc w różnych wiekach i epokach aż do czasów współczesnych, a nawet znajduje trochę miejsca na zaprezentowanie przyszłości w roku 2332 roku. Podróżując w czasie przez kolejne stronice powieści, uczestniczymy w powstaniu przepowiedni poprzez bitwę pod Warną, ale również ścigamy zbrodniarzy hitlerowskich, a nawet szukamy zaginionego okrętu podwodnego „Orzeł”. Zmiany czasu i miejsc są tak umiejętnie prowadzone, że nie powodują zagubienia wątku głównego, a wręcz przeciwnie, przypominają pewne fakty historyczne niezbędne w zrozumieniu fabuły. Zupełnie jakby autor rozrzucił czas i przestrzeń jak puzzle, które umiejętnie, szybko i doskonale złożył w niewiarygodną opowieść.
Na początku poznajemy dziennikarza Andrzeja Włodarczyka. Trzeba zaznaczyć, że osobnika pogubionego trochę zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym. Przez kilkanaście lat jego życia w różnych momentach wraca do niego historia zagubionego obrazu Jana Matejki „Chrzest Warneńczyka”, który ma zawierać wielkie proroctwo dla Muzułmanów i Chrześcijan. Kiedy jego życie zawodowe jest na wielkim zakręcie, zaczyna zbierać fakty i dokumenty o zagubionym arcydziele. Nikt z jego otoczenia nie wierzy w istnienie obrazu, którego historią próbuje zainteresować Prokuratora IPEN-u Jakuba Kanię. Do spotkania jednak nie dochodzi, ale mimo to Pan prokurator zostaje wciągnięty w akcję poszukiwawczą. Śledząc losy Jakuba Kani, autor książki rzuca nas w różne okresy historyczne dzięki czemu poznajemy zawiłą relację pomiędzy dwoma religiami – Islamem i Chrześcijaństwem. Przybliża nam również bardzo istotne dla historii momenty, w których pojednanie między nimi było bardzo blisko.
Autor umiejętnie przedstawia wielobarwność obydwu religii z dużą znajomością tematu i bez faworyzowania. Czy pojednanie nadal jest możliwe? Jakie proroctwo ukrywa obraz? Komu zależy na tym, aby obraz nigdy nie został odnaleziony? Na wszystkie te pytanie będzie szukał odpowiedzi nasz dzielny prokurator, który będzie sobie musiał również poradzić z rodzącym się uczuciem do pięknej Kasi (przecież nawet James Bond miał przy sobie piękną kobietę) oraz stawić czoła organizacji chroniącej Proroctwo.
Prawda w książce umiejętnie miesza się z fikcją, a jej granice zacierają do tego stopnia, że tak naprawdę miejscami sam miałem problem – fakt to czy może wyobraźnia autora?! Co najważniejsze – wszystko jest napisane fajnym językiem bez popisywania się. Czasem, kiedy wymaga tego fabuła, jest poważnie, a czasem autor rozluźnia nas nieco częstując szczyptą lekko złośliwego, inteligentnego humoru, do którego ja osobiście mam wielką słabość. Porównywane do kultowych pozycji Dana Browna 444 , to w istocie o wiele lepsza wersja „Kodu Leonardo da Vinci” i to na naszym polskim podwórku. Warto!
MOJA OCENA
9/10
OD STRONY TECHNICZNEJ