Na wielki ekran triumfalnie wkroczył „Łotr 1”, półki w sklepach z zabawkami uginają się pod ciężarem gadżetów sygnowanych napisem „Star wars”, a firmy odzieżowe wypuszczają na rynek coraz to wymyślniejsze bluzy i podkoszulki z podobiznami BB-8 i K-2SO. Znów rozpoczęło się starwarsowe szaleństwo. Niemalże w tym samym czasie swoją premierę ma książka nad którą przy tym szaleństwie trzeba i warto się pochylić. Jaki był chuderlawy chłopak z czupryną który całe dni mógł jechać bez celu samochodem albo oglądać „Flasha Gordona”, jakie dramatyczne wydarzenie zmieniło go na zawsze i kiedy tak naprawdę wpadł na pomysł stworzenia – jak się później okazało – najbardziej kultowej i kasowej serii w historii kina? George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia to pierwsza tak kompleksowa biografia bohatera wszystkich geeków, w której Brian Jay Jones nie tylko odpowiada na te pytania, ale i dostarcza mnóstwo ciekawych faktów i anegdot, które pozwalają spojrzeć na George’a Lucasa jako kogoś więcej niż tylko „tego kolesia co wymyślił Gwiezdne wojny”…
Brian Jay Jonsa podzielił książkę na trzy części, odpowiednio – Nadzieję, Imperium i Powrót, których tytuły stanowią oczywisty ukłon w stronę oryginalnej trylogii, ale równocześnie trafnie i skutecznie podsumowują poszczególne etapy życia twórcy kosmicznej sagi. Zanim jednak dojdziemy do elektryzujących każdego geeka ciekawostek i nieznanych faktów tyczących się pracy nad „Gwiezdnymi wojnami”, musimy cofnąć się do samego początku. A wszystko zaczęło się dawno, dawno temu w odległej galatky… wróć… Modesto, kiedy na świat przyszedł On – George Lucas Jr. – chłopiec który kilkadziesiąt lat później na zawsze zrewolucjonizuje przemysł w filmowy.
Pierwsza część biografii to wędrówka sięgająca od wczesnych korzeni Lucasa, gdzie jako chłopiec uwielbiał szybkie samochody, kolekcjonował komiksy i przesiadywał całe dnie oglądając „Flasha Gordona”. Przez etap szkoły filmowej, w którym wciąż szukał inspiracji, twórczo eksperymentował i już intrygował wykładowców swoimi etiudami studenckimi. Kończąc na etapie poświęconym już jego pierwszym filmom pełnometrażowym – „THX” i „Amerykańskie grafitii”, przy okazji których mamy już okazję poznać Lucasa-reżysera i razem z nim doznać zarówno pierwszego sukcesu, jak i pierwszej fali krytyki.
Druga część zatytułowana Imperium opowiada o najciekawszym i równocześnie najbardziej istotnym fragmencie życia Lucasa. Właśnie z niego dowiemy się co inspirowało twórcę „Gwiezdnych wojen” kiedy tworzył takie postacie jak R2-D2, C3PO czy Yoda. Dowiemy się czemu Christopher Walken nie został Hanem Solo i skąd na planie filmowym pojawił się dorabiający wtedy jako stolarz Harrison Ford. Brian Joy Jons przybliży nam również inne, pierwotne wersje scenariusza „Nowej nadziei”, które jak się okazuje, dość mocno odbiegały od tej finalnej. Ale oprócz naszpikowanych ciekawostkami relacji zza kulis, z planu „Gwiezdnych wojen”, autor poświęca sporą część rodzącemu się w umyśle Lucasa pomysłowi zbudowania niezależnego imperium filmowego. Imperium w którym to on będzie królem i w którym żaden „facet w czarnym garniturze z wytwórni” nie będzie mu mówi co ma robić, jak ma robić i za ile ma robić. Pomysł ten później nazwiemy Lucasfilm i da mu nie tylko miejsce na szycie filmowego łańcucha pokarmowego, ale i pozwoli mu na zawsze zmienić sposób w jaki robi, widzi i słyszy się współczesne filmy.
Jak Lucas zareagował na artystyczną porażkę jaką było „Mroczne widmo”, jak stale dążył do rozwijania nowych technologii oraz kiedy tak naprawdę zdecydował się wypuścić z rąk swoje „kosmiczne dziecko” i sprzedał prawa do „Gwiezdnych wojen” oraz całe swoje imperium Disneyowi? Tego dowiecie się w części zatytułowanej Powrót, która niejako podsumowuje efekty pracy Lucasa, opisując okres jego pracy, który pewnie większej lub mniejszej części czytających tą recenzję jest już w jakiś sposób znany.
Siłą książki Briana Jay Jonesa jest energiczny i wartki styl narracji którą autor prowadzi czytelnika przez życiorys Lucasa. Mimo że gatunkowo Gwiezdne wojny i reszta życia jest biografią, która przecież tak często cechuje się zbytnią sprawozdawczością i topornym stylem, to tak naprawdę dzięki przystępnemu językowi i umiejętnemu, postępującemu z każdym akapitem, wciąganiu czytelnika w treść, książkę czyta się jak dobrą powieść. Odnajduje to swój efekt w tym, iż nawet jeśli choć trochę znamy historię „Gwiezdnych wojen” a George Lucas nie jest dla nas postacią anonimową, to mając świadomość co będzie dalej i jak cała historia się skończy, zachłannie chłoniemy każdy fragment książki, zastanawiając się co nas jeszcze czeka.
Zasługą tego jest tak naprawdę sam George Lucas, który – jeśli ktokolwiek wątpił to po lekturze przestanie – jest fascynującym człowiekiem i twórcą. Autor bardzo dużo uwagi poświęca Lucasowi właśnie jako twórcy. Nie reżyserowi, nie ojcu „Gwiezdnych wojen” i nie cierpiącemu katusze przy pisaniu scenarzyście. Lucas jako twórca nad wyraz cenił sobie całkowitą kontrolę nad swoim dziełem, niezależność i samowystarczalność, co Brian Jay Jones dość wyraźnie akcentuje choćby opisując jego wieczne batalie przy produkowaniu „Nowej nadziei” oraz jego nieco autokratyczny styl bycia w momencie w którym nawet nie był reżyserem a producentem danego filmu.
Lucas nie wymyślił jednak tylko jednej znanej serii filmów. Indianie Jonsie oraz wieloletniej współpracy i przyjaźni ze Stevenem Spielbergiem też poświecono sporo uwagi. Poza Spielbergiem przez książkę przewija się też wiele innych znanych nazwisk, m.in. wieloletni przyjaciel Lucasa Francis Ford Cappola – reżyser „Ojca chrzestnego”.
Więc nie musisz być tylko fanem „Gwiezdnych wojen” aby książka George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia przypadła ci do gustu. Wystarczy że jesteś fanem kina w ogóle, a nie, nawet nie. Wystarczy tylko, że lubisz historię w której upór, determinacja i nieco arogancji połączonej ze szczerą skromnością, prowadzą lubującego się w snuciu swoich opowieści bohatera do momentu, w którym zmienia nie tylko swoje życie i swój stan konta, ale i daje radość, zaraża pasją i miłością do kina nasze pokolenie, wiele pokoleń przed nami i pewnie jeszcze wiele pokoleń które będą. Bo można Lucasa nie lubić, można nie lubić nawet „Gwiezdnych wojen”, ale z całą pewnością nie można go za to jaki wkład miał w światowe kino (i nie tylko) nie szanować. I właśnie to chyba jest w tej książce najistotniejsze.
MOJA OCENA
9/10
OD STRONY TECHNICZNEJ