Chłopi recenzja filmu

Chłopi (2023): Niepoprawna marzycielka

W 2017 roku reżyserski duet DK Welchman i Hugh Welchman zaprezentował światu efekty niezwykle odważnego i ambitnego projektu, którym był „Twój Vincent”. Ta złożona z tysięcy obrazów olejnych animacja swoim stylem miała naśladować twórczość tytułowego bohatera Vincenta Van Gogha przy jednoczesnym dość marzycielskim zanurzeniu się w jego życiorys. Wówczas skończyło się nominacją do Oscara w kategorii 'najlepsza animacja’ i zachwytami nad rozmachem i końcowym wizualnym efektem przedsięwzięcia. Problem „Twojego Vincenta” tkwił jednak w tym, że gdy odłożyło się na bok oryginalny styl animacji i kwestie czysto techniczne, pod względem narracyjnym i dramaturgicznym film zwyczajnie nie oferował niczego specjalnego.

Teraz, bynajmniej nie porzucając a wręcz dopracowując do perfekcji techniczne aspekty animacji malarskiej, małżeństwo Welchmanów spojrzało w stronę jeszcze ambitniejszego projektu, biorąc na warsztat adaptacje noblowskiej powieści Władysława Reymonta. Efekt końcowy jest więcej niż oszałamiający, a idąca w parze z przepiękną oprawą przemyślana i angażująca narracja, sprawiła, że „Twój Vincent” przy Chłopach jawi się zaledwie jako techniczne demo czy benchmark możliwości jakie tkwią i w twórcach i w konsekwentnie obieranym przez nich kierunku artystycznym.

Zakładam, że każdy większą bądź mniejszą styczność z literackim oryginałem miał, co? Wszak mówimy tu o lekturze szkolnej, a fabuła w adaptacji Welchmanów dość wiernie oddaje opowieść napisaną piórem Władysława Reymonta. Jeśli jednak są tu z nami osoby, które skutecznie i uparcie broniły się w latach szkolnych przed przymusowymi lekturami streszczę po krótce fabularny punkt wyjścia całej, rozpisanej w czterech opasłych tomach historii.

Akcja Chłopów rozgrywa się w XIX-wiecznej Polskiej wsi „Lipce”. Mieszkańcy tejże żyją ze sobą raczej bez zwady, natomiast jak to w małych społecznościach bywa, tu każdy wie wszystko o wszystkich, a i co poniektórych język bardziej świerzbi od innych do obgadywania sąsiada zza płota. Nasza historia skupia się jednak przede wszystkim na trójce postaci – świeżo owdowiałym najzamożniejszym i najbardziej szanowany z gospodarzy Macieju Borynie, skonfliktowanym z nim synem Antku i będącej obiektem uwagi niemal każdego mężczyzny w Lipcach pięknej Jagnie, która wdaje się w romans z tym drugim, a zostaje wydana za mąż za tego pierwszego.

Spokojne życie naszej blondwłosej bohaterki, które dotychczas skupiało się głównie na tworzeniu wycinanek, zajmowaniu się rannymi zwierzętami, snuciem marzeń o życiu poza Lipcami i od czasu do czasu wdawaniu się w krótki romans z miejscowym chłopakiem, nagle zostało wywrócone do góry nogami. Pogłębiająca się wzajemna niechęć i konflikt Antka z Boryną oraz niezaniechany po zaaranżowanym małżeństwie romans za plecami ojca stawia Jagnę w bardzo niewygodnym położeniu, a wybuchowy trójkąt i spoglądająca w jej kierunku z coraz większą nieufnością społeczność Lipiec doprowadzą do dramatycznego łańcucha zdarzeń.

Mógłbym tu dużo powiadać o warstwie czysto wizualnej, która wygląda o kilka półek wyżej i lepiej niż w przypadku poprzedniej animacji reżyserów. Mógłbym przytaczać pojedyncze kadry, zachwycać się nad operowaniem światłocieniem i poprzez kolory nadawanie tonacji i dramaturgi każdej ze scen, docenić oddanie hołdu literackiemu pierwowzoru poprzez wizualne i fabularne podzielenie historii na cztery pory roku czy w końcu nienachalnie i niezwykle organicznie wplecione w kadry nawiązania do obrazów Józefa Chełmońsiego jak „Bociany” czy „Babie lato”. Mógłbym też rozpłynąć się nad idącej ramie w ramie z obrazem ścieżką dźwiękową wyprodukowaną przez L.U.C., która przepięknie współgrała z obrazem, budowała klimat, ale i stanowiła wizytówkę naszego pięknego folkloru. O tych aspektach mógłbym opowiadać godzinami, ale koniec końców to nie one, choć tak niezwykle udane, sprawiły, że Chłopi są czymś dużo więcej niż wspomniany wcześniej „Twój Vincent”. Sprawiła to niezwykle dobrze poprowadzona narracja i skupienie się twórców na tym co chcą opowiedzieć, a nie tylko jak to ma wyglądać.

W swojej adaptacji Chłopów Welchmanom doskonale udaje się uchwycić sedno i specyfikę literackiego pierwowzoru oddając to poczucie oderwania, swoistego mikrokosmosu, w którym zawieszony jest bohater zbiorowy w postaci wsi Lipce. Mieszkańcy zdają się patrzeć na otaczającą rzeczywistość jedynie przez pryzmat wsi na której zaczyna i kończy się ich świat i której prawa są dla nich jedynymi obowiązującymi prawami. Ten świat ma swoją hierarchie i ten świat jest zamknięty na jakiekolwiek wpływy i ingerencje z zewnątrz, na co dobitnie wskazuje tu choćby wątek miejscowego Dziedzica, ośmielającego się wyciągnąć ręce po pańszczyznę mieszkańców Lipiec.

W tym hermetycznym świecie i społeczności, która wycina niczym nowotwór jakiekolwiek uchylenia od normy tak niepoprawna i nieuznająca sztywnych reguł i obyczajów marzycielka jak Jagna, musiała wcześniej czy później stać się jego ofiarom. I tak od romantycznych uniesień w snopach siana, brzdęku czerwonych korali podczas tańca, śpiewów i hucznego wesela niezwykle szybko w Lipcach przechodzi się do uprzedzeń, społecznego szkalowania i wykluczenia, aż w końcu do jawnego polowania na czarownice. Polowania, w którym pod płaszczykiem guseł i zabobonów, obwiniania ofiary o gnijące plony czy nieustępującą suszę, głębiej kryje się ludzka próżność, strach przed odmiennością, zawiść i zazdrość. I tak jak w książce tak i tutaj Lipce są sportretowane niczym wieś wręcz oniryczna, sielankowa i piękna, żeby za chwilę płynnie przejść do scen i wizji niczym z koszmaru ujawniającego ludzką zgniliznę skrywaną pod błękitno złotą warstwą wsi spokojnej wsi wesołej. Nawiązując już do konwencji oniryzmu cały wątek i los Jagny w moich oczach stanowi swego rodzaju paralelę do biblijnej Ewy – kobiety kusicielki i nierządnicy, która ostatecznie musi zostać wygnana z raju.

Welchamanom doskonale udało się też uchwycić wątek przywiązania chłopa do ziemi, który przewija się i jest kością niezgody w zasadzie przez całą historię. Dawno nie widziałem w kinie czego równie przerażającego jak zestawienie (wierzę, że celowe) scen, w których w jednej widzimy szczęśliwą Jagnę przechadzającą się po miejscowym targu, oglądającej towary i z zaciekawieniem wsłuchującej się w targującego się o cenę haftowanej chusty sprzedawcy, żeby w kolejnej usiąść do stołu z nią i jej mamą przy przyniesionej przez zalecającego się do dziewczyny Boryny wódce i być świadkiem targowania się o rękę Jagny, w której stawką nie była obietnica jej miłości i szczęścia, a dziedziczony majątek i ilość wpisanych w testamencie morgów ziemi. Ta sama ziemia i kwestia jej dziedziczenia niczym kość w gardle stoi Antkowi w każdej próbie porozumienia się z ojcem i ostatecznie prowadzi do wygnania syna wraz z jego żoną i synkiem przez Borynę, dla którego ziemia i jej prawo własności to rzecz świętsza od węzłów rodzinnych.

Podoba mi się, że choć twórcy bardzo wiernie oddają ducha i ideę stojącą z dziełem Reymonta, poprzez nieco inne rozłożenie akcentów, lekką zmianę niektórych wątków w doskonały sposób uwspółcześniają opowieść z literackiego pierwowzoru uwypuklając jej ponadczasowość i wplątując do wciąż obecnego dialogu społecznego. Hermetycznej i męskocentrycznej społeczności Lipiec niezwykle łatwo stawiać Jagnie wymagania i równie ciężko zrozumieć jej podejście do życia. Mężczyźni zauroczeni jej urodą i bezpruderyjnością traktują ją jak trofeum, obiekt pożądania i odskocznie od ułożonego według obowiązujących reguł życia. Kobiety natomiast czując się przez wyzwoloną Jagnę zagrożone oczekują od niej pokornego dostosowania się do roli wiernej żony i gospodyni domowej swatając naprędce z Boryną i puentując śmiechem marzenia i mrzonki dziewczyny.

I choć sama Jagna nie jest bez winy wdając się romans z żonatym Antkiem, to zdaje się ze wszystkich mieszkańców tylko ona starała się postępować w stu procentach w zgodzie sama ze sobą i swoim sercem Za motywacją każdego innego stało bowiem zawsze coś jeszcze – dla Boryny była to próżność, w której stawiał Jagnę w roli zdobyczy, natomiast Antek być może początkowo szczerze zauroczony Jagną z biegiem czasu traktował ją bardziej jak zabawkę do zaspokajania swoich fizycznych potrzeb aniżeli starał się zbudować z nią głębszą relacje.

Obok oszałamiającej warstwy wizualnej, współgrającej z nią organicznie muzyce i niezwykle angażującej i przejmującej narracji twórcą udało się skompletować znakomitą obsadę, która stanowi swego rodzaju ornamenty zdobiący tą skrupulatnie i umiejętnie wyhaftowaną produkcję. Mirosław Baka jako Boryna to strzał w dziesiątkę i szczerze mówiąc, nie przypuszczałem, że temu aktorowi uda się tak znakomicie zniuansować swoją postać. Kamila Urzędowska to urodzona Jagna nie tylko z urody, ale i swego rodzaju kobiecego magnetyzmu i chemii, która przelewa się od niej poprzez kinowy ekran. Gra aktorki być może była dość oszczędna w środki wyrazu, ale nie bynajmniej nie przeszkadzało to jej uchwycić sedna i głębi swojej bohaterki. Drugą najciekawszą po Jagnie bohaterką była dla mnie Hanka Borynowa, czyli żona Antka, która jako jedyna autentycznie miała prawo czuć do tej szczerą niechęć, a którą obok głównej bohaterki była najbardziej zniuansowaną z postaci, z którą jednocześnie łatwo się można identyfikować. Wszystko to dzięki znakomitemu występowi Soni Mietielicy. To na pewno nazwiska, które warto wyróżnić, ale i Robert Gulaczyk w roli Antka czy Ewa Kasprzyk jako matka Jagny jak i cała reszta obsady jako bohater zbiorowy – nie sposób tu było znaleźć choćby jednego chybionego angażu.

Dla mnie osobiście „Chłopi” to powieść i historia do której trzeba dorosnąć, która ujawnia swoją siłę czytelnikowi, który coś już w życiu przeżył, czegoś doświadczył i któremu pewne wątki i sprawy łatwiej przychodzi zrozumieć. Być może dlatego ja tak samo jak inni moi rówieśnicy w czasach szkolnych odbiłem się od dzieła Reymonta dość szybko nie doceniając jego elementów, które dziś są dla mnie oczywiste. Jestem jednak pewny, że gdyby premiera Chłopów Welchmanów przypadła na czasy mojej edukacji po pierwszym seansie prosto z kina udałbym się do najbliższej księgarni po czym chłonął bym tę historie raz jeszcze. I nie wiem czy z perspektywy szkolnego lesera może płynąć z moich ust jakaś większa pochwała. I wiem, że przyszłym roku będę czuł dumę widząc, że na Oscarach nasze kino reprezentuje tak znakomita produkcja.


Chłopi recenzja filmu