Król lew recenzja filmu

Król Lew (2019): Uczta z odgrzewanego kotleta

Zacznę może od tego, że animowanego Króla lwa nigdy nie darzyłem specjalnym sentymentem. Owszem, była to jedna z tych animacji, którą lubiłem, ale jeśli ktoś kazałby mi wybrać swoją ulubioną, to postawiłbym na „Herculesa”, Pocahontas”, albo  nieco zapomnianą „Atlantydę: Zaginiony Ląd”. Z tego względu nie wiązałem z tym remake’m szczególnych nadziei. Ot tak podchodziłem do niego raczej na zasadzie – niech robią, czemu nie, może coś z tego wyjdzie. Podobnie z resztą podchodziłem do premierujących przed Królem Lwem, „Dumbo” i „Aladyna”, na które nawet nie wybrałem się do kina. Dokładnie – tak bardzo interesowały mnie te odświeżone wersje animacji, które – bądźmy szczerzy – dla Myszki Miki Corp. są po prostu niczym innym jak łatwym skokiem na kasę. Podobny los podzieliłby Król Lew, gdyby nie tylko ta zagorzała dyskusja jaka powstała wokół tego filmu, w której jak bumerang powracało jedno egzystencjalne pytanie – Czy to wszystko ma sens? Czy fotorealistyczne zwierzęta to nie za dużo? Czy żyjemy w Martixie…?!

Film oglądałem w wersji oryginalnej z polskimi napisami.

Jeśli czytasz tę recenzję, to znak, że na jakieś 99,999999 procent jesteś zaznajomiony z oryginalną animacją z 1994 roku. Dlatego wybaczcie, ale w przypadku Króla Lwa zwyczajnie daruje sobie zarysowanie fabuły, kontekstów i postaci. Nie ma to najmniejszego sensu zarówno z tego względu, że wszyscy ją znają, jak i z tego, że wersja live-action nic nowego w tym względzie nie oferuje. 

Można nawet powiedzieć, że nowa wersja Króla Lwa robi wszystko aby być jak najwierniej odwzorowaną kopią poprzedniczki w każdej możliwej scenie. Nie liczcie tu na specjalny pokaz kreatywności, inne spojrzenie na pewne postaci czy wydarzenia, a tym bardziej na dostosowanie fabuły znanej z animacji do współczesnych realiów. Nikogo na żadnym etapie filmu to nie interesuje.

Czy to źle? To już kwestia subiektywna, bo jednym może zależeć właśnie na tym aby otrzymać dokładnie to samo co znają, inni oczekują świeżego spojrzenia, a jeszcze innym jest ta kwestia całkowicie obojętna póki działa to w filmie. Tutaj moim skromnym zdaniem działa. Być może nie tak dobrze jakby mogła gdyby twórcy wykazali się większą kreatywnością i odwagą, ale wystarczająco aby dostarczyć odpowiedniej porcji rozrywki doprawionej oszałamiającymi efektami specjalnymi.

Matko Boska. Jak ten film przepięknie wygląda! Technologia live-action zastosowana już wcześniej w „Księdze dżungli” tutaj wygląda jeszcze bardziej oszałamiająco, wręcz nie do odróżnienia w rzeczywistością. Rodzi to oczywiście pewne problemy, bo fotorealistyczne lwiątka poruszające beznamiętnie pyszczkami, raz – początkowo wywołują pewien dyskomfort, a dwa – odbierają postacią sporo emocji, którymi mogły operować w dużo swobodniejszej w tym aspekcie wersji animowanej. Szczególnie czuć to po postaci Mufasy, który tutaj w każdej wygląda dokładnie tak samo, posągowo wręcz. Szybko jednak złapałem się na tym, że to co początkowo bardzo mi przeszkadzało, to czego przed seansem najbardziej się obawiałem, po pewnym czasie nie miało już większego znaczenia, bo po prostu ta historia dalej działa, a ja zwyczajnie dałem się jej porwać…

Chociaż nowy Król lew to produkcja w dużej mierze odtwórcza, znalazło się w niej kilka naprawdę fajnych pomysłów inscenizacyjnych związanych czy to z pracą kamery, czy realizacją niektórych sekwencji musicalowych. Szczególnie widać to w przypadku tych drugich, które niestety albo stanowią  bezpłciową wierną kopię, albo są bardziej ubogimi wersjami oryginału, jak na przykład- nad czym wielce ubolewam – żenująco słaba wersja „Be Prepared” Skazy. Jedna z nich wypada jednak dużo lepiej niż a animacji, a mówię tutaj o „In the Jungle”, przy okazji którego wyjątkowo widać, że ktoś miał swój własny pomysł na związaną z nią scenę. To się ceni.

W ogóle paradoksalnie akt filmu związany z Timonem i Pumbą, który w animacji drażnił mnie najbardziej, tutaj jest najlepszy w całym filmie. Wszystko to dzięki znakomitemu dubbingowi Seth’a Rogena i Billy’ego Eichner’a, którym przy pracy nad Królem Lwem bawili się chyba najlepiej z całej obsady i włożyli w swoje postacie najwięcej serca. To widać na ekranie, a akcent komediowy który dodają w filmie działa dzięki temu dużo lepiej niż w animacji, w której i Timon i Pumba mocno działali mi na nerwy.

Niestety nie mogę tego powiedzieć o reszcie obsady, bo o ile dzieciaki wcielające się rolę młodego Simby i Nali, czy John Oliver jako Zazu wypadają nieźle, to cała reszta gra kompletnie beznamiętnie z nijaką Beyonce i wyraźnie znudzonym już James’em Earl Jonesem na czele.

Choć Król Lew to wciąż dobra zabawa, angażująca historią i zapierające dech w piersi efekty, pod względem emocjonalnym film nie oferuje zbyt wiele, a niektóre sceny dodane jako zapychacz dla rozciągnięcia filmu potrafią wywołać konsternację (szczególnie jedna związana z podróżą futra Simby). Wszystko to jednak bardzo subiektywne, bo w przypadku tego rodzaju filmów zależy głównie od samego nastawienia i oczekiwań jakie wiążemy od samego remake’u i tego co ma nam zaoferować. Dla jednych taka sama historia wywoła takie same emocje i uroni łezkę przy tych samych scenach, a u innych jedynie nowe opakowanie pozbawi Króla Lwa magii, którą pokochali w animacji.

Ja przystępowałem do seansu chyba z najlepszej pozycji, nie traktując oryginału z takim namaszczeniem jak większość widzów, nie mając jakichś specjalnych oczekiwań i nie licząc specjalnie na wiele. Byłem po prostu ciekaw. Może właśnie dzięki temu potrafiłem czerpać z seansu większą radość,  i to nawet gdy w jego trakcie widziałem ten sporych rozmiarów bagaż wad i nietrafionych decyzji nowej wersji Jona Favreau. A może po prostu lubię od czasu do czasu dostać tego swojego odgrzewanego kotleta, który nie zachwyca, który nie ma mnie czarować swoją wykwintnością i łechtać wymagających kubków smakowych, a który ma mnie po prostu nasycić i sprawić, że wyjdę z sali kinowej zadowolony. A tak zdecydowanie było…


Król lew recenzja filmu
Król lew (The Lion King)
Reżyseria: Jon Favreau
Scenariusz: Jeff Nathanson
Zdjęcia: Caleb Deschanel
Muzyka: Hans Zimmer
Dubbing oryginalny: Donald Glover, Seth Rogen, Chiwetel Ejiofor, Alfre Woodard, Billy Eichner, Beyoncé Knowles, James Earl Jones, John Oliver i inni
Gatunek: Animacja, Familijny, Przygodowy
Kraj: USA
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 19 lipca 2019

 


 CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]