Wyspa Psów recenzja

Wyspa psów (2018): Ostateczne rozwiązanie kwestii psiej

Duże dziecko Hollywood – bo tak śmiało można nazwać Wesa Andersona – po 4 latach od premiery swojego ostatniego filmu zabiera nas w podróż na Wyspę psów. Podróż – zaznaczmy – może nie tak udaną i fascynującą jak w „Fantastycznym Panie Lisie”, „Grand Budapest Hotel” czy osobiście moim ulubionym „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom”, ale wciąż pełną stylu, artystycznej estetyki i perfekcjonizmu, oraz specyficznego humoru, tak charakterystycznych dla jego twórczości. Jednocześnie, otwarcie nawiązując do jednego z najczarniejszych okresów w historii ludzkości jak i japońskiego orientalizmu, amerykański reżyser nie boi się komentować współczesnego świata, wartości, wykluczenia i tego jak niebezpiecznie człowiek oddalił się od natury. 

Japonia w niedalekiej przyszłości. W dystopijnym mieście-molochu Nagaskai szaleje tzw. „psia grypa”. Pierwszy kociarz Kraju Kwitnącej Wiśni, czyli prowadzący swoją pełną hipokryzji i absurdów antypsią propagandę Burmistrz Kobayashi, decyduje się więc zesłać wszystkie szczekające czworonogi na wyspę śmieci, przemianowaną od teraz na Wyspę Psów. Na nic zdają się protesty naukowca będącego jedyną opozycją dla totalitarnej władzy klanu Kobayashich, który twierdzi, że jest o krok o wynalezienia lekarstwa na wszystkie dolegliwości sympatycznych sierściuchów. Kim w końcu jesteśmy, kiedy tak traktujemy swoich przyjaciół – pyta ze łzami w oczach.

Burmistrz przybija pieczęć, dekret zapada a jego pierwszą ofiarą staje się pies-ochroniarz jego siostrzeńca – Ciapek. Dwunastoletni Atari postanawia jednak uratować swojego przyjaciela. Kilka miesięcy później w psim gettcie rozbija się samolot z małym chłopcem na pokładzie. Wbrew niechęci Wodza – przywódcy psiej watahy która znalazła rannego pilota, gromada czworonogów postanawia pomóc Atari’emu w odnalezieniu pupila. Wszak to pierwszy człowiek, który otwarcie zainteresował się ich losem. Losem, nad którym krąży rychłe widmo zagłady…

Wyspa psów to film specyficzny nawet jak na Wesa Andersona. Na podstawowym poziomie to typowe kino drogi i prosta historia o chłopcu, który próbuje odnaleźć swojego psa. Gdy jednak spojrzeć głębiej, odnajdziemy w nim liczne nawiązania do symboliki Holocaustu. Totalitarny przywódca mówi o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii psiej”, gaz musztardowy zmienił się w gaz wasabi, a sama tytułowa wyspa jest niczym innym jak swego rodzaju gettem, a w dalszej kolejności obozem zagłady, który ma na celu oczyścić Japonię, od stojących według władzy u podstaw wszystkich problemów psów. Takie a nie inne nawiązania przez ich kontekst można odczytywać jako swego rodzaju ostrzeżenie, prztyczek w nos współczesnym politykom. Z kolei celowe zabiegi tłumaczeń, interpretowanych tłumaczeń i nie tłumaczeń niektórych kwestii dialogowych w zależności kto i kiedy je wypowiada, sprawnie służą do podkreślenia, że u podstaw wszystkiego leży komunikacja oraz jak doskonałe narzędzie manipulacji stanowi język.

Reżyser „Pociągu do Darjeeling” korzysta również z licznych odwołań do klasyków kina. Sceny z przemawiający do ogłupiałego ludu Burmistrzem mocno przywodzą na myśl „Obywatela Kane’a”, w skomputeryzowanych gabinetach naukowców odnajdziemy „Odyseje Kosmiczną” Stanleya Kubircka, a nad całością czuwa duch Akira Kurosawy, którego twórczość – jak przyznał sam Andersen – była jedną z głównych inspiracji przy pisaniu scenariusza.

Najważniejszą inspiracją była jednak sama Japonia, której niestety barwną kulturę reżyser sprowadził do pojedynczych, oczywistych dla każdego artefaktów tj. sushi, sumo, wasabi i orientalnej architektury. Szczerze mówiąc oczekiwałem więcej. Chciałem zanurzyć się w andersonowskiej Japonii, a tymczasem ta stanowiła głównie ozdobnik. Piękny i stylowy – to fakt, ale nie wybiegający poza pierwsze skojarzenia widza, a tym bardziej mający większy wpływ na kształt fabuły.

W tym wszystkim ta na szczęście wyszła obronną ręką. Skłamałbym oczywiście mówiąc, że forma nie zdominowała tu nad treścią. Mimo to w samej warstwie fabularnej Anderson dostarczył nam to, czego mogliśmy się po nim spodziewać. W kwestii formalnej nie trzeba chyba dodawać, że to zwyczajnie piękna animacja, która już samym sposobem jej wykonania pozwala widzowi bez reszty zanurzyć się w świecie przedstawionym. Oprócz typowej dla twórczości tego reżysera symetrii i przeestetyzowania, sama scenografia, faktury, a nawet sierść psów stanowi tu osobne dzieło sztuki, na którym ma się ochotę zawiesić oko na dłużnej.

Dzięki znakomitej obsadzie każdy z psów otrzymał tu własny charakter i poczucie humoru. Plejada gwiazd która pracowała nad podkładaniem głosów dla poszczególnych postaci wykonała doskonałą pracę. Jednak przez dość małą ilość dialogów dla każdego z nich, miałem problemy kto komu użycza głos – czy Jeff Goldblum, Bill Murray czy może Edward Norton. Z pośród wszystkich bohaterów na pierwszy plan zdecydowanie wybija się Bryan Cranston, którego Wódz obok Atari jest najważniejszą i przechodzącą największą przemianę postacią filmu. Na uwagę i szacunek zasługuje również to, że ludzcy bohaterowie mówią tu w swoim ojczystym języku, co w połączeniu z komunikującymi się po angielsku psami, stanowi umiejętny zabieg podkreślający znaczenie porozumienia i języka, raz będącego barierą, innym razem ją przełamujący.

Ostatecznie Wyspa psów to pełen stylu, miłości do kina oraz powagi zmieszanej z dziecięcą fantazją film, który mimo ogólnej satysfakcji i radości z seansu mnie osobiście w środku pozostawił z uczuciem lekkiego niedosytu. Cóż, to chyba dlatego, że Wes Anderson ma u mnie zawieszoną poprzeczkę nad wyraz wysoko…


Wyspa Psów recenzja
Wyspa psów (Isle of Dogs)
Reżyseria: Wes Anderson
Scenariusz: Wes Anderson
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia:
Tristan Oliver
Dubbing: Bryan Cranston, Koyu Rankin, Edward Norton, Bill Murray, Jeff Goldblum, Greta Gerwig, Frances McDormand, Scarlett Johansson, Tilda Swinton
Gatunek: Animacja, Komedia, Przygodowy
Kraj: Niemcy, USA
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 20 kwietnia 2018

 


 CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]