The Rain recenzja serialu

The Rain (2018): sezon I

Po sukcesie niemieckiego „Dark” Netflix wędruje do Skandynawii i proponuje widzom duńską produkcje post-apo pt. The Rain. Sam koncept, pierwsze zwiastuny i zapowiedzi budziły duże oczekiwania i nadzieje. Deszcz jako nośnik super zabójczego wirusa, bunkry, grupka ocalałych szukających schronienia i świat, w którym każdy kontakt z wodą może oznaczać twój koniec – mówcie co chcecie, ale mnie ten pomysł kupił już na samym wstępie. Szkoda tylko, że moje wyobrażenie na to czym ten serial mógłby być, tak bardzo rozminęło się z tym co ostatecznie zaproponowali nam jego twórcy… 

The Rain zaczyna się tak jak zaczyna się większość produkcji tego typu – mocnym uderzeniem. No bo jak lepiej pokazać nam skale problemu i nową sytuację z jaką będziemy mieli do czynienia, niż zaczynając od uśmiercenia matki głównych bohaterów. Rodzeństwo Simone i Rasmus ukryci w nowoczesnym bunkrze przez – zdającego się wiedzieć o tajemniczym wirusie podejrzenie dużo – ojca, po pięciu latach wychodzą na zewnątrz i odkrywają jak przez ten czas zmienił się świat. Wszystko wskazuje na to, że deszcz dalej jest tak śmiertelny jak na początku, zdziesiątkował ludność i zniszczył cywilizacje… ogólnie świat szlag trafił. Nie jest zbyt wesoło. Na dodatek pech chce, że na ich ślad trafia pewna grupa i podstępem wywabia rodzeństwo z bezpiecznego schronienia. A to dopiero preludium do dalszego koncertu absurdu, głupoty i naiwności, której będziemy świadkami w kolejnych odcinkach The Rain.

Już od pierwszych scen serial razi drewnianym aktorstwem. Sporo jednak nadrabia oprawą wizualną i samym pomysłem, którym jak na haczyk twórcy The Rain złapali większość widzów (w tym mnie niestety). Szybko jednak okazuje się, że ciekawy pomysł sprowadzono tu do kompletnego absurdu i świata, w którym absolutnie nic nie trzyma się kupy, łącznie niestety z decyzjami naszych głupich jak paczka gwoździ bohaterów.

Ilość bezsensownych, kompletnie nielogicznych  zachowań razi tu do tego stopnia, że absolutnie nie dam wiary, że każdy z bohaterów The Rain byłby w stanie w tym świecie przeżyć choćby 5 minut. Wybory których dokonują, mając o wiele prostsze i bezpieczniejsze alternatywy, jest zatrważająca. Naiwność z jaką podchodzą do niektórych sytuacji i napotkanych ludzi – woła o pomstę do nieba. A środki ostrożności jakie zachowują poruszając się po świecie w którym każdy kontakt z wodą może zakończyć się śmiercią są w zasadzie żadne. Bo jak inaczej potraktować to, że bohaterowie zamiast pojazdami poruszają się pieszo po wilgotnym od deszczu lesie, a niektórzy z nich robią to z odsłoniętymi ramionami czy w krótkich szortach narażając tym samym skórę na kontakt z wodą w tej czy innej postaci.

Pełna nielogiczności i dziur jest również sama konstrukcja świata przedstawionego. W pewnym momencie dowiadujemy się bowiem, że schronieniem dla grupy może okazać się strefa kwarantanny położona za olbrzymim betonowym murem. Ok, tylko czy ów mur ma również zdolność nieprzepuszczania poruszających się po niebie chmur burzowych? To nam niestety nie zostaje zupełnie wyjaśnione. Mamy po prostu wierzyć, że uciekając przed przenoszonym przez deszcz wirusem musimy dostać się na drugą stronę muru. Seems legit… huh?

Kompletnie nie kupiłem również żadnych relacji, które zachodzą między grupą bohaterów. Nie są one niczym zbudowane, nie mają żadnych fundamentów i solidnych podstaw aby brać je za wiarygodne. Po prostu są i tyle. Prawdopodobnie tylko po to, aby między postaciami zachodziły jakiekolwiek interakcje. Musimy po prostu wierzyć na słowo, że nagle jedna bohaterka jest oczywiście i bezwarunkowo zakochana w innym bohaterze, chociaż nie było ku temu żadnych wcześniejszych przesłanek. Po prostu nagle wynika to z kiepskich skądinąd dialogów i musimy dać temu wiarę czy tego chcemy czy nie. Zupełnie tak samo jak musimy w jakichś sposób uwierzyć, że w analogicznych do tych serialowych warunkach, ta grupa potrafiłaby przetrwać… Tylko że nie.

Niestety również cała intryga I sezonu jest bardzo sztampowa i oczywista. Od razu wiemy – oczywiście poza naszymi bohaterami – kto jest tym złym w całej opowieści, kogo należy obarczyć odpowiedzialnością za to co się stało i jaki to wszystko może mieć finał. Zaręczam wam bowiem, że już w okolicach końcówki drugiego odcinka z 80-90 procentową trafnością przewidzicie do jakiego kulminacyjnego punktu zmierza fabuła serialu oraz przewidzicie prawdopodobny scenariusz odcinka finałowego.

The Rain to doskonały przykład kompletnie zniweczonego i rozdrobionego na rzecz miałkiej opowiastki potencjału. Opowiastki, którą nawet ciężko nazwać teen dramą bez obrażania innych, dobrych przedstawicieli tego gatunku, a tym bardziej post-apokalipsą, bez obrażania wszystkich innych. Strasznie mnie to boli, bo naprawdę wierzyłem w ten serial, a poza warstwą wizualną i kilkoma, dosłownie kilkoma momentami, duńska produkcja Netflixa kompletnie mnie zawiodła. Posługując się meteorologiczną nomenklaturą, to zgodnie z pierwszymi  prognozami, miała być solidna burza, miało grzmieć, miało wiać i miało zwalić nas wszystkich z nóg. Tymczasem to co faktycznie do nas dotarło, ciężko nawet porównać z siknięciem zepsutego pistoletu na wodę.


The Rain recenzja serialu

The Rain (sezon I)
Reżyseria: Kenneth Kainz, Natasha Arthy
Scenariusz: Christian Potalivo, Esben Toft Jacobsen, Jannik Tai Mosholt
Zdjęcia: Jesper Tøffner, Rasmus Heise
Muzyka: Av Av Av
Obsada: Alba August, Lucas Lynggaard Tønnesen, Mikkel Boe Følsgaard, Lukas Løkken, Angela Bundalovic, Sonny Lindberg i inni
Gatunek: Sci-Fi, Thriler
Kraj: Dania
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 4 maja 2018

 


 Serial Dostępny na:

 CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]