Ukryte działania recenzja

Ukryte działania (2016): Znak równości

Początek lat 60. Świeżo upieczonym prezydentem USA został John F. Kennedy, rosyjscy naukowcy wysłali pierwszego człowieka w kosmos, a Amerykanie coraz wyraźniej przegrywają kosmiczny wyścig zbrojeń ze Związkiem Radzieckim. Wszystkie te wydarzenia mają miejsce w czasach, w których w Stanach Zjednoczonych wciąż powszechna była segregacja rasowa. Czarnoskórzy mieszkańcy USA żyli w specjalnie wydzielonych strefach, korzystali z osobnych łazienek, a nawet wodę musieli podgrzewać w oddzielnym czajniku. W takiej rzeczywistości przyszło żyć trzem czarnym, wybitnie uzdolnionym kobietą z których każda ma swoje marzenia i ambicje. Jedna pragnie pracować w NASA i wysyłać ludzi w kosmos, druga chce zostać pierwszą kobietą-inżynier afroamerykańskiego pochodzenia, a trzecia aspiruje do stanowiska kierowniczki czarnoskórego zespołu obliczeniowców. Jednak czy w świecie zdominowanym przez białych mężczyzn są to cele możliwe do zrealizowania?

Sama fabuła i jej punkt wyjścia nie wymaga specjalnego zarysowania, ponieważ prawdopodobnie wszystko czego po przeczytania powyższego wstępu spodziewacie się po filmie Melfi’ego, będzie miało w Ukrytych działaniach miejsce. To co wystarczy powiedzieć to, że trzy główne bohaterki – Katherine Goble, Mary Jackson i Dorothy Vaughan, pracują w specjalnie wydzielonym budynku NASA i wraz z innymi czarnoskórymi kobietami dokonują obliczeń dla wyżej postawionych naukowców. Pewnego dnia jednak wszystko się zmieni i każda z nich zostaje oddelegowana do specjalnego zadania i otrzyma szansę, aby wykazać się pośród nadętych białych naukowców w białych kołnierzykach. Wraz z nowymi obowiązkami bohaterki będą musiały zmierzyć się z podwójnym wykluczeniem – zarówno ze względu na płeć, jak i na kolor skóry.

Oparte na faktach Ukryte działania pokazują problem rasizmu w bardzo ciekawej i mniej patetycznej formie, niż inne dotychczasowe filmy poruszające się wokół podobnej tematyki. Nie jest to dramat mający przybić swoją surowością i gorzkim realizmem. Wręcz przeciwnie. Akcentowany gdzieniegdzie rasizm jest źródłem komicznych scen, ale to właśnie w tym komizmie prezentowanym mniej więcej do połowy filmu, czyli ostatecznego wybuchu frustracji głównej bohaterki (która aby skorzystać z łazienki musi biec do oddalonego o 800 metrów budynku) tkwi największy dramat. „Tu w NASA, wszyscy sikamy w tym samym kolorze” mówi bohater grany przez Kevina Costnera  rozwalając napis „colored” nad kobiecą łazienką…

Choć film reżysera „Mów mi Vincent” z Billym Murray’em w roli głównej zdaje się idealnie wpisywać do kanonu filmów rozliczeniowych tj. „Służące” czy „Selma”, to mówienie o nim tylko i wyłącznie w tym kontekście, byłoby sporym nadużycie. Owszem, mamy tu do czynienia z pewną formą rasizmu. Jednak tutaj jest ona kompletnie inna, wynikająca raczej z wychowania, „nauk” wyciągniętych z domu, a nie z czystej nienawiści i niechęci do drugiego człowieka.

Na uwagę zdecydowanie zasługuje dobra obsada. Na pierwszym planie bryluje całe trio głównych bohaterek, choć tak naprawdę najwięcej uwagi reżyser poświęca Taraji P. Henson, a na drugim świetnie wypada dawno nie oglądany Kevin Costner i odgrywający nieco bardziej demoniczną i mniej komiczną wersję Sheldona Coopera, Jimmy Parsons. Z poziomu reszty obsady wyłamuje się tylko senna, bezpłciowa i papierowa Kristen Dunst.

Film Theodore’a Melfi’ego jest lekki, łatwy, przyjemny i niestety – do bólu przewidywalny. Nie dlatego, że zapewne każdy kto choć trochę zna się na historii wie, że ostatecznie NASA uda się wysłać Johna Glenna w kosmos, ale dlatego, że wszystko od początku do końca przychodzi naszym bohaterkom z dziecinną, wręcz sielankową łatwością. Łamigłówki matematyczne rozwiązują się same, a napotkane przeszkody same proszą się o usunięcie. Ciekawszym od samej historii jest więc umiejętne zarysowanie wpływu jaki pojawiające się w NASA bohaterki miały na białe otoczenie, które dzięki nim powoli zaczęło rozumieć absurdalność swojego sposobu myślenia i że kawa z ich czajnika smakuje przecież tak samo jak ta z czajnika dla „kolorowych”.

W zasadzie ciężko się tu do czegokolwiek bardziej przyczepić, bo jest to kino przemyślane i dobrze zrealizowane. Ale czy jest to film, który zasłużył na nominacje do Oscara? Cóż, to jest już zupełnie inna historia…


Ukryte działania recenzja
Ukryte działania (Hidden Figures)
Reżyseria: Theodore Melfi
Scenariusz: Allison Schroeder, Theodore Melfi
Zdjęcia: Mandy Walker
Muzyka: Hans Zimmer, Pharrell Williams, Benjamin Wallfisch
Obsada: Taraji P. Henson, Octavia Spencer, Janelle Monáe, Kevin Costner, Kirsten Dunst, Jim Parsons, Mahershala Ali  i inni
Gatunek: Dramat
Kraj: USA
Rok produkcji: 2016
Data polskiej premiery: 24 lutego 2017

 


CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]