Spider Man Uniwersum recenzja

Spider-Man: Uniwersum (2018): Po prostu… The Amazing

Wydawać by się mogło, że przez ostatnie dwanaście miesięcy w kinie superhero wydarzyło się tak wiele, że animowany Spider-Man od Sony nie będzie niczym innym jak kolorową ciekawostką. Ciekawostką, która w zależności od indywidualnych preferencji, tak samo może zaintrygować, jak i odrzucić potencjalnie zainteresowanych swoją dość specyficzną oprawą wizualną i przyjętą formą. Mało kto mógł się jednak spodziewać, że na koniec 2018 roku, w którym dostaliśmy przecież ważną z wielu powodów „Czarną Panterę„, stanowiącą kulminację budowanego niemal dekadę MCU „Wojnę bez granic„, czy w końcu będącego symbolicznym nowym otwarciem dla filmów DC Aquamana„, to właśnie rozbuchany kolorami i formą lecz przy tym finansowo dużo skromniejszy Spider-Verse będzie na ustach wszystkich fanów kina superbohaterskiego. I owszem, zdaje sobie sprawę, że zapewne większość z Was już to słyszała albo przeczytała w niejednej recenzji, ale to naprawdę nie jest tylko najlepszy film o Człowieku Pająku w historii. To nie tylko najlepsza animacja czy film superbohaterski roku (a i pewnikiem jeden z lepszych w ogóle). Spider-Man: Uniwersum to zwyczajnie czyste złoto i jedna z najlepszych rzeczy jakie mogliśmy oglądać w kinach w 2018 roku.

Jeśli tak samo jak ja myślisz, że filmów o Peterze Parkerze i jego genezie było już zbyt wiele, to w tym miejscu Cię uspokoję. Choć Peter jest w tej animacji jedną z najważniejszych postaci, głównym bohaterem jest Miles Morales – nastolatek latynoskiego pochodzenia, syn czerpiącego niezdrową satysfakcje z robienia mu obciachu policjanta i pracującej w miejscowym szpitalu pielęgniarki. Do tego świeżo upieczony uczeń elitarnej szkoły (niezbyt zadowolony z tego faktu z resztą), uliczny artysta graffiti i posiadacz wyczesanych butów Nike, których tylko z sobie znanych powodów nigdy nie potrafi porządnie zasznurować. Jak twierdzi – to kwestia życiowego wyboru. 

Ten sam Miles Morales zostaje ugryziony przez radioaktywnego pająka i ni stąd ni zowąd zaczyna przejawiać te same zdolności co jego komiksowy idol oraz bohater całego miasta – The Amazing Spider-Man! W tym samym czasie nijaki Kingpin wraz ze swoją świtą naukowców uruchamia wielki zderzacz czy inny dynks i otwiera portal do światów równoległych, z których wyskakuje pięć innych Pajęczaków, a mianowicie – 40-letnia styrana życiem wersja Petera B. Parkera, Spider-Gwen, czarno-biały Spider-Noir, jakaś anime Japonka z Spider-Robotem (?!?!?) i…. Spider-Świnka. Tak, Spider-Prosiak, który je hot-doga. I tak zaczyna się ta jazda bez trzymanki…

Spider-Man: Uniwersum wziął mnie z całkowitego zaskoczenia, bo choć po pierwszych zwiastunach, które mnie osobiście bardzo się spodobały, wiedziałem, że ta animacja będzie dobrze wyglądać, to jednak to co ostatecznie otrzymałem przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Ten film, to po prostu kwintesencja komiksowych adaptacji.

Już sama animacja wygląda kropa w kropkę jak rysunek na papierze na którym drukuje się komiksy. Widać w niej nawet charakterystyczne niepołączone kontury, a w niektórych momentach sam ekran podzielony jest w typowe dla komiksów okna. Gdy bohater myśli obok niego pojawiają się odpowiednio umiejscowione dymki, a gdy przewróci się o niezawiązane sznurówki czy w ferworze walki otrzyma solidnego prawego sierpowego, towarzyszyć temu będzie znany fanom komiksów onomatopeiczny dymek. Wygląda to obłędnie, nadaje animacji świetnej wizualnej dynamiki i buduje immersyjność na płaszczyźnie komiksowej adaptacji! Jakby tego było mało, sam sposób animacji zmienia się w zależności od bohatera, który w tym momencie jest w centrum uwagi. Więcej jednak nie zdradzę, bo sama frajda z wyłapywania wizualnych smaczków jest tak duża, że zwyczajnie nie chce Wam tego odbierać.

Oprócz przepięknej warstwy wizualnej Spider-Man: Uniwersum działa równie dobrze jeśli chodzi o narrację, muzykę, pogłębienie i rozwój bohaterów czy samą fabułę. Od czego zacząć?

Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu całej animacji było chyba to jak wypadnie na jednym ekranie aż pięciu różnych Pajęczaków. Czy wystarczy czasu aby każdego przedstawić, aby każdego polubić i stworzyć między nimi choćby zalążek pewnej relacji. Wszystko na szczęście udało, a to co szczególnie wypadło najlepiej, to relacja między zmęczonym i przegranym życiem Peterem, a szukającym w nim mentora Milesem.

Trzeba sobie bowiem powiedzieć, że Pan Parker w tej wersji daleki jest od tego do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić. To nie sypiący słabymi ripostami młokos wierzący w swoją misję, gatke o odpowiedzialności i bla bla bla. Nie. To świeżo rozwiedziony, zmęczony byciem superbohaterem czterdziestolatek, który dawno stracił już zapał i który swoje życiowe porażki wynagradza sobie sporymi ilościami pizzy czy hamburgerami, hodującymi mu pod cienką warstwą lateksowego kostiumu sporych rozmiarów bebzon, stanowiący z  resztą częsty obiekt szydery ze strony innych bohaterów.

Ten sam cierpiący na lekką nadwagę Peter przejmuje w tym filmie nijako rolę wujka Bena dla Milesa, z tym że z wiążącej się miedzy nimi relacji mentor-uczeń korzystają oboje, bo i wątek starszego i doświadczonego już życiowo Petera, tak samo jak potrafi momentami rozbawić, to i niejednokrotnie wzrusza, a przynajmniej sprawia, że i starszy widz (taki jak ja), który wychowywał się na Spider-Manie, będzie mógł zobaczyć bohatera, który dorósł razem z nim, który dojrzał coś już w życiu przeszedł i który napotyka na swojej drodze już zupełnie inne problemy czy musi podejmować inne decyzję. Przez to, jak i również fakt jak znakomicie napisanymi postaciami są w tej animacji Miles i Peter, Spider-Verse jest uniwersalne i myślę, że trafi do każdego bez względu na wiek.

Dodajmy do tego przezabawny i autoironiczny sposób w który przedstawiana jest geneza poszczególnych Pajęczaków, samoświadomość, muzykę, która wpada w ucho i doskonale pasuje do postaci, którą jest Miles. Dodajmy w końcu trafiony humor, wartką akcję, znakomitą obsadę dubbingu (Nicolas Cage jako Spider-Noir jest wart wszystkich pieniędzy świata) no i przede wszystkim głównego antagonistę, który może i na ekranie jest krótko, ale którego motywacje jednocześnie są tak dobrze zarysowane, tak ludzkie i szczerze, a otrzymujemy dzieło niemal doskonałe. Czemu nie doskonałe? Ano bo trwało zbyt krótko… Ale spokojnie, niedługo lecę do kina na kolejny seans. I wiesz co? Lepiej zrób tak samo. Jeśli kończyć rok w kinie, to tylko w takim stylu.


Spide Man Uniwersum recenzja
Spider-Man: Uniwersum (Spider-Man: Into the Spider-Verse)
Reżyseria: Bob Persichetti, Peter Ramsey, Rodney Rothman
Scenariusz: Phil Lord, Rodney Rothman
Muzyka: Daniel Pemberton
Dubbing: Shameik Moore, Jake Johnson, Hailee Steinfeld, Mahershala Ali,  Brian Tyree Henry i inni
Gatunek: Akcja, Sci-fi
Kraj: USA
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 25 grudnia 2018

 


 CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]