Pokot recenzja filmu

Pokot (2017): Nie zabijaj

Pokot Agnieszki Holland nakręcony na podstawie książki Olgi Tukarczyk to film, który całkowicie wymyka się jakimkolwiek gatunkowym klasyfikacjom. Odnaleźć tu można elementy świadczące o inspiracji surrealistyczną twórczością Davida Lyncha, surowość połączoną z groteską typową dla kina braci Coen, a gdzieniegdzie da się nawet zauważyć niektóre motywy charakterystyczne dla zimowych kryminałów skandynawskich. Na papierze brzmi to pięknie, prawda? Szkoda tylko, że ten stylistyczny miszmasz w praktyce kompletnie się nie sprawdza. Bo mimo iż film Holland czerpie z wielu gatunków, to ostatecznie w żadnym z nich nie spisuje się wystarczająco dobrze. Efektem tego jest film zbudowany na zlepkach różnych konwencji, w którym rządzi chaos i absurd, przysłaniający merytoryczną wartość dzieła reżyserki.

Janina Duszejko to mieszkająca w przepięknej Kotlinie Kłodzkiej zapalona astrolożka i nauczycielka angielskiego w pobliskiej szkole. Przez mieszkańców, z racji na swoje poglądy ekologiczne, powszechnie uznawana jest z dziwaczkę, ekscentryczkę, żeby nie powiedzieć – wariatkę. Kobieta żyje więc na uboczu wraz z dwiema suczkami, które obdarza niemalże matczynym uczuciem. Jednak pewnego dnia psy znikają, a niedługo później w lesie znajduję zwłoki swojego sąsiada – myśliwego. Co ciekawe, jedyne znalezione w okół ciała ślady należały do zwierząt. Czyżby natura mściła się na swoich oprawcach? Gdy wkrótce dochodzi do kolejnych podobnych zabójstw, kobieta widząc opieszałość policji rozpoczyna własne śledztwo i jednoczesną krucjatę przeciwko bezwzględnemu mordowaniu niewinnych czworonogów przez rządzących okolicą myśliwych.

Kto jednak chce słuchać postulatów zwariowanej kobiet, gdy w miejscowości w której mieszka polują niemal wszyscy, a myśliwi traktowani są jak dzielni strażnicy porządku naturalnego. Wszak Bóg powiedział – „Czyńcie sobie ziemię poddaną” mówi lokalny ksiądz (również myśliwy), dlatego gdy rozhisteryzowana Duszejko pragnie zgłosić na policji zabójstwo zwierzęcia, nikt nie traktuje jej poważnie.

Agnieszka Holland opisuje Pokot jako „feministyczno-anarchistyczny ekothriller z elementami czarnej komedii”. Hmmm… zastanówmy się. Kobiety żyjące pod butem bucowatych i zidiociałych mężów. Grupa bohaterów-protagonistów składająca się z społecznych ekscentrycznych wyrzutków, która chce sprzeciwić się, ba, obalić panujące w miasteczku układy. No i oczywiście sama osoba histerycznej, rozwrzeszczanej głównej bohaterki, która zbiera szczątki zwierząt wierząc, że kiedyś dzięki postępującej medycynie uda się ofiary polowań sklonować. Faktycznie, trudno się z tą klasyfikacją reżyserki nie zgodzić. Jednak bynajmniej nie oznacza to, że Pokot jest filmem artystycznie spełnionym.

Powracająca do Polski po zagranicznych serialowych wojażach Agnieszka Holland, w Pokocie podjęła się tematu z wszech miar słusznego. To – mimo idiotycznej politycznej nagonki na reżyserkę – nie ulega wątpliwości. Problem jednak tkwi w tym, że w gąszczu artystycznego nieładu jaki zaprezentowała, autentycznie ważny i jakże potrzebny w kinie przekaz, gnie i nie trafia do odbiorcy z taką siłą jak powinien. Przeszkadza w tym chaos, który powoduje natłok niepotrzebnych bohaterów, duża ilość wątków pobocznych oraz gatunkowa niekonsekwencja, raz poruszająca się w ramach kryminału, raz thrillera, a zaraz później przeobrażająca się w społeczną satyrę i groteskę, którą choć bardzo lubię, to w wersji zaprezentowanej przez Holland, kompletnie nie kupuje.

Również schematyczność i stereotypowość dzieła polskiej reżyserki sprawia, że Pokot nie jest tak dobrym filmem jakim by był gdyby zamiast nie rozliczać się z 10 problemami na raz, używając przy tym 10 gatunków, skupił się na jednym i zrobił to porządnie. „Dzieło” Holland i postacie które w nim rysuje są bardzo prostolinijne, na zasadzie; zły myśliwy < dobry obrońca przyrody. Owszem, o ile całkiem ciekawe są sylwetki  bohaterów drugoplanowych; jak np. grana przez Wiktora Zborowskiego postać cichego sąsiada z tajemniczą przeszłością, tak jednak mnóstwo jest tu też postaci kompletnie niepotrzebnych (jak na przykład postać księdza-myśliwego lub młodego programisty) albo do bólu stereotypowych. Nikomu przecież nie trzeba mówić, że Andrzej Grabowski gra  lokalnego „byzmesmena” pijaczynę, a Borys Szyc dużo przeklinającego buca. Co prawda aktorstwo „Pokot” stoi  na dość przyzwoitym poziomie, jednak mało który aktor wyłamał  się poza swoje emploi i pokazał coś odświeżającego.

Film broni się za to warstwą realizacyjną i czysto warsztatową. Długim mastershotom oraz barwnym i malowniczym, perfekcyjnie oddającym piękno Kotliny Kłodzkiej zdjęciom, towarzyszy fenomenalna ścieżka dźwiękowa, która w mojej skromnej opinie jest najmocniejszym elementem filmu. Więc w ostatecznym rachunku, nawet gdy to co dzieje się na ekranie woła o pomstę do nieba, na film miło się patrzy i z przyjemnością się go słucha.

Czy zatem Agnieszce Holland należał się Srebrny Niedźwiedź „za otwieranie nowych perspektyw w sztuce filmowej”? Prawdopodobnie tak, bo tematyka której się podejmuje wcale nie jest tak często za pomocą X muzy poruszana, a już na pewno nie w tak oryginalny sposób. Ale czy jednocześnie jest to równoznaczne z tym, że Pokot to dobry film? Niekoniecznie. Jednak na szczęście nie jest aż tak zły, żebym musiał żałować pieniędzy wydanych na bilet.


Pokot recenzja filmu
Pokot
Reżyseria: Agnieszka Holland
Scenariusz: Olga Tokarczuk, Agnieszka Holland
Zdjęcia: Jolanta Dylewska, Rafał Paradowski
Muzyka: Antoni Łazarkiewicz
Obsada: Agnieszka Mandat, Wiktor Zborowski, Jakub Gierszał, Patrycja Volny, Miroslav Krobot, Borys Szyc, Andrzej Grabowski i inni
Gatunek: Dramat, Kryminał
Kraj: Polska, Czechy, Niemcy, Szwecja
Rok produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 24 lutego 2017

 


CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]