Osobliwy dom Pani Peregrine recenzja

Osobliwy dom Pani Peregrine (2016): Burton w Krainie Przeciętności

Z twórczością Tima Burtona nie zawsze było mi po drodze. Być może przez fakt, że pierwsze filmy jego autorstwa z którymi miałem styczność były stałymi bywalcami telewizyjnych ramówek (choćby głupkowaci „Marsjanie atakują” albo cukierkowy do porzygu Charlie i jego Fabryka Czekolad). A może problem wcale nie leżał w tym i do specyficznego, lekko kampowego stylu reżysera trzeba się po prostu przyzwyczaić. Ciężko stwierdzić. Ja się do Burtona przekonałem przy okazji „Gnijącej Panny Młodej”. Później, gdy nadrobiłem „Sok z żuka”, zacząłem dostrzegać, że zaczynają mi się u niego podobać rzeczy, które wcześniej mnie od niego odrzucały. Ba, skończyło się nawet na tym, że podobała mi się słaba „Alicja w Krainie Czarów”! Z „burtonowego” zauroczenia ocknąłem się po seansie „Mrocznych Cieni”, czując powoli, że tak jak u reżysera wypalają się pomysły, tak u mnie wypala się wcześniej budowana sympatia. Przyszedł jednak czas na Osobliwy dom Pani Peregrine, a z nim duże nadzieje na powrót starego i dobrego Tima. Ale jak ostatecznie było? Czy dostaliśmy „Planetę Małp”, czy „Edwarda Nożycorękiego”?

Głównym bohaterem Osobliwego domu Pani Peregrine jest Jake – blady, szczupły, lekko neurotyczny chłopak, innymi słowy – podręcznikowy przykład postaci u Tima Burtona. Jake pracuje w supermarkecie i sądząc po jego wyrazie twarzy, dotychczas prowadził raczej nudny tryb życia. Inaczej było kiedy był mały. Wtedy uwielbiał słuchać opowieści pochodzącego z Polski dziadka. Ten wciąż opowiadał mu bajki o pewnym ukrytym domu w którym mieszkały dzieci. Bynajmniej nie jakieś zwyczajne, a raczej niezwykłe, tak niezwykłe jak to tylko można sobie wyobrazić. Każde z nich było obdarzone tzw. „osobliwością”, czyli czymś w rodzaju super mocy, i to właśnie te osobliwości sprawiały, że musiały się one ukrywać przed światem zewnętrznym. Opiekę nad nimi sprawowała tajemnicza Pani Peregrine, która nie tylko musiała pilnować aby te chodziły czyste i najedzone, ale również dbała o to żeby nikt nie odkrył miejsca w którym się ukrywają.

Dla małego chłopca były to jednak tylko opowieści stukniętego staruszka i choć nie wiem jakby chciał by były prawdziwe, na ziemię szybko sprowadzali go nudni jak flaki z olejem rodzice. Dochodzi jednak do straszliwej tragedii. Chłopiec jest świadkiem tajemniczej śmierci dziadka, który ostatnim tchnieniem poleca mu odnaleźć Panią Peregrine, gdyż tylko ona będzie znała odpowiedzi na skrywające się za okrutną zbrodnią pytania. Co będzie dalej chyba się domyślacie, prawda?

Najnowszy film Tima Burtona, to adaptacja książki o tym samym tytule autorstwa Ransoma Riggsa. Przyznaję, od deski do deski nie przeczytałem, ale już na pierwszy rzut oka widać, że jest ona stworzona właśnie dla tego reżysera. To trochę takie połączenie „Alicji w Krainie Czarów” z „X-Men: Pierwsza Klasa”, i jeśli chodzi o to drugie, to nie tylko wyjściowy koncept wydaje się taki sam jak w filmie Bryana Singera, ale łączy je również osoba Jane Goldman, która napisała scenariusz do obu filmów.

Wielu przy okazji premiery Osobliwego domu Panie Peregrine miało nadzieje, że po słabych „Mrocznych cieniach” i mocno średnich „Wielkich oczach”, Tim Burton wróci w końcu do tego co jego widzowie lubią najbardziej. Do filmów gdzie nie tylko dostrzeżemy przyjemną dla oka cukierkową powierzchowność, ale również miłość i pasję do kina którą niegdyś zarażał. Niestety, to jeszcze nie teraz.

Osobliwy dom jest lepszy niż dwa ostatnie filmy reżysera, ale to wciąż tylko ładne opakowanie puste w środku. Nie od dziś wiadomo, że Burton to esteta. Tak, u niego scenografia, kostiumy i makijaż aktorów zawsze prezentują się fantastycznie. Ale niestety, to jednak zbyt mało gdy filmowi brakuje duszy, a Osobliwy dom Pani Peregrine tej duszy po prostu nie ma.

Aktorsko film prezentuje się bardzo średnio. Owszem, na Eve Green grającą tytułową Panią Peregrine zawsze miło popatrzeć. Ona jest tutaj jednak tylko dodatkiem który przyciągnie widzów do kina. Błąka się gdzieś na drugim planie z fajką w ustach i od czasu do czasu powie coś mądrego. Głównym bohaterem – jak wcześniej wspomniałem – jest Jake. Grany przez niedoszłego Spider Mana, czyli Asa Butterfielda bohater, jest jak zdalnie sterowany robot, na próżno szukać w nim jakichś emocji, z resztą podobnie jak u drugiej ważnej bohaterki – Emmy. Tą aktorka Ella Purnell obdarzyła tylko jednym wyrazem twarzy. Wydawać by się mogło, że Judi Dench i  Samuel L. Jackson nieco podniosą poziom… Sorry, nic z tego. Pierwsza pojawia się na ekranie zaledwie na kilkadziesiąt sekund, a drugi jako główny antagonista jest komiczny, groteskowy i przerysowany. I to bynajmniej nie w dobrym tego słowa znaczeniu.

Jednak żeby nie tylko krytykować przyznaję, że samo wprowadzenie wypadło naprawdę dobrze. Szybko „wkręciłem” się w przedstawiony świat i nawet mógłbym być jego częścią. Dobrze również wyglądają stwory tzw. „Pustaki” które zagrażają życiu osobliwym mieszkańcom tytułowego domu. Są autentycznie przerażające i zaprojektowane tak, jakby pamiętały lata świetności reżysera. Burton przypomina też o swoich najlepszych dziełach za sprawą krótkiego – stworzonego w animacji poklatkowej – pojedynku dziwacznych zabawek, który dla mnie jako fana „Gnijącej Panny Młodej” i „Miasteczka Halloween”, był zdecydowanie najprzyjemniejszym fragmentem filmu.

Ogólnie czas spędzony w Osobliwym domu oceniam jako przyjemny. Może i niepozbawiony wad, acz zdecydowanie miły dla oka. Nie wszystko zagrało tak jak należy, a reżyser nie wydostał się jeszcze z pułapki którą sam na siebie zastawił. Dramatu jednak udało się uniknąć. Nowy film Tima Burtona można porównać do pięknie zdobionej, lukrowanej babeczki z wystawy cukiernika – wygląda smakowicie, jest kolorowa i bogato zdobiona, no po prostu chluba rzemieślnika, ale kiedy się już w nią wgryziemy i spróbujemy rozsmakować, okazuje się, że przeleżała na ladzie o jeden dzień za długo.


Osobliwy dom Pani Peregrine recenzja
Osobliwy dom Pani Peregrine (Miss Peregrine’s Home For Peculiar Children)
Reżyseria: Tim Burton
Scenariusz: Jane Goldman
Zdjęcia: Bruno Delbonnel
Muzyka: Michael Higham i Matthew Margeson
Obsada: Eva Green, Asa Butterfield, Ella Purnell, Samuel L. Jackson, Judi Dench i inni
Gatunek: Przygodowy, Fantasty
Kraj: Belgia, USA, Wielka Brytania
Rok produkcji: 2016
Data polskiej premiery: 7 października 2016

 


Recenzja została opublikowana również na portalu ZażyjKultury.pl

 Za seans serdecznie dziękuję: 

Iluzja 2 recenzja

Iluzja 2 recenzja

 


 CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWYCH ZESTAWIEŃ? POLUB NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 
[facebook-page-plugin href=”okiemfilmoholika” width=”500″ height=”220″ cover=”true” facepile=”true”  adapt=”false” language=”pl_PL”]